Jeśli XII nie pojawi się do 20.10 - nie wiem, co robię z Teorią.
20.10 to deadline, który ustanawiam już ostatecznie (ta, jasne).

środa, 13 listopada 2013

V: Upadek róży



                   Zamiast przejrzystego powietrza, dokoła rozlewało się rzadkie mleko, zamazując wszystko, co teoretycznie można by było dojrzeć. Zszarzała, pozbawiona swej szlachetności, biel definiowała świat, którego kontur widoczny był jedynie dzięki wysiłkowi. Lasy, morza, domy – wszystko zostało obdarte z koloru i przypominało szkic komiksu. Krajobrazy przesuwały się niespiesznie; one, jak i sylwetki bezbarwnych ludzi pozbawionych twarzy pojawiały się gdzieś w oddali, przypływały tak blisko, że niemal ją muskało. Później, zupełnie bezkompromisowo, zostawały daleko w tyle. Czasem widoki majaczyły jedynie na jednej z płaszczyzn widnokręgu, niby w dole, lecz wolno, chaotycznie wirowały.
                   Nadia obserwowała ciągle zmieniające się obrazy. Mimowolnie się przemieszczała, goniąc, choć nie wiedziała dokąd. Szarpało nią coś przypominającego wiatr. Unosiła się w chmurze. Nawet nie próbowała z tym walczyć, podświadomie wyczuwając bezsensowność takiego działania. Nie potrafiła zapanować nad swoim ciałem; co gorsza wcale go nie odczuwała ani nie mogła dostrzec. Jedynym zmysłem, który zdawał się nie odmawiać jej posłuszeństwa był wzrok, choć nawet jemu nie mogła zaufać. Krajobrazy wyglądały nierealnie, jak wyrwane z niskobudżetowej animacji.
                   Aż wreszcie zapanowała ciemność. I, choć trwała tylko chwilę, dała Nadii jakąś irracjonalną ulgę. Po czasie, jakiego nie potrafiła określić, spędzonym na unoszeniu się w dziwnie niezdrowej przestrzeni, jej umysł mógł wreszcie odpocząć. Wszechogarniająca czerń była bezpieczną przystanią; stałym, nieruchomym obrazem.
                   Do momentu, w którym znów poczuła, że spada.
                   Nie pojawiła się żadna smuga światła; jedynie jakaś silna grawitacja ciągnąca w dół. W szoku chciała krzyknąć, lecz nie zdołała wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Pęd powietrza owiewał ją z każdej strony, zabierając oddech. Czuła chłód przesuwających się mas. Tonęła w ciemności, nie mogąc sięgnąć dna. Strach przed ostatecznym zderzeniem z podłożem i utratą resztek egzystencji narastał z każdą chwilą, każdym rzekomym metrem. Straciła spokój, obojętność, które dotąd wypełniały duszę kobiety. Chaos zagościł w jej wnętrzu, kontrastując z niezmiennością otoczenia. Powietrze przenikało przez nią, kotłując się w klatce ciała.
                   Aż plecy Nadii uderzyły o jakąś twardą powierzchnię. Lecz nie zahamowało to odczucia spadania. Coś kazało jej się wyprostować. Ciężko łapała oddech, a raczej próbowała to robić. Tlen nie chciał docierać do komórek jej ciała, gardło się zaciskało. Pędziła w dół coraz szybciej, przyczepiona do sztywnej platformy. Chęć życia wypełniła ją całkowicie, próbując zmusić do podjęcia działania, ale ogarnęła ją jedynie niemoc względem miotającego nią zjawiska.
                   Wykrzywiła się boleśnie na kształt łuku i z sinych ust wyrwał się przerażający dźwięk, przypominający bardziej wrzask rodzącego się Minotaura, niż jakąkolwiek formę ludzkiego krzyku. Powoli odzyskiwała czucie. Ból rozpływał się po jej ciele, docierając do jego najdalszych części. Klatka piersiowa i brzuch kobiety unosiły się wysoko nad ziemią, a zbliżenie do niej wydawało się czymś niemożliwym, niczym zbliżenie tożsamych biegunów. Siła oddziałująca na tułów Nadii wyjątkowo mocno akcentowała się w miejscu serca, powodując rwanie i palenie. Wrzeszczała dalej, gdy pieczenie rozlewało się po jej narządach, wypalając je. Czuła, jak płonęły bezwładnie opadające kończyny, krew w jej żyłach pulsowała jak próbująca wypłynąć lawa. Coś próbowało rozszarpać ją na nieintegralne kawałeczki, kończąc tę mękę. Parzyło ją własne ciało, a mózg i podbrzusze przemieniły się w obszary głębokiego zlodowacenia. Wobec rozpalonego, gorejącego dziwnym, wewnętrznym ogniem organizmu, te dwa miejsca dawały nie tyle ochłodzenie, co rozrywający ból, silnie kontrastując z resztą ciała.
                   Upadła wreszcie bezładnie. Dokoła zapanowała niemal kompletna cisza. Odruchowo próbowała łapać oddech. Bezskutecznie. Poddała się. Przez kolejne długie minuty wypełniała ją pustka. Nie czuła nic, niczego nie chciała, była zupełnie oniemiała. Leżała na nijakim podłożu, nie wykonując najmniejszego ruchu; nawet jej płuca i serce pozostawały w impasie. Znów nie słyszała nic; widziała ciemność, przez którą przebijały się jasne punkty; pod sobą czuła grunt, którego usiłowała się złapać w obawie przed ponownym spadaniem, lecz jej dłonie pogłaskały tylko ziemię. Była spokojna. Panika uleciała, lęk odszedł wraz z bólem. Tkwiła w boskim odrętwieniu.
                   W miarę powrotu zmysłów, do jej uszu zaczęły docierać szepty. Śpiewne, rytmiczne odgłosy układające się w słowa, których w żaden sposób nie mogła zrozumieć. Momentami te dziwne pieśni przypominały łacinę, momentami grekę, języki germańskie czy nawet szeleściły po słowiańsku; jednak przeważająca ilość tych dźwięków nie przypominała niczego, z czym dotąd miała styczność. Nie przeszkadzało jej to, wręcz dawało ukojenie. Brzmienia przyjemnie rozpływały się do jej nerwach. Dziesiątki głosów układały ją do snu. Poczuła przejmujące znużenie. Przed jej oczyma zamajaczyły kolorowe koła, zatańczyły różnobarwne plamy. Odpłynęła by odpocząć.

                   Zerwała się na równe nogi, niczym osoba, która pozwoliła sobie z rana na zbyt wiele drzemek. Rozejrzała się po okolicy i szybko przetarła oczy. Co to właściwie miało być? Przeczesała dłonią gęste, straszliwie skołtunione włosy. Wpatrywała się w dziesiątki twarzy, a one wpatrywały się w nią. Stała pośrodku jakiegoś dziwnego kręgu – jego wewnętrzną obręcz stanowiły czaszki wychylające się z rzeki długich, zżółkłych nieco kości, zewnętrzną tworzyli ludzie siedzący na kolanach w jednakowych odległościach, dokładnie obserwując Nadię. Ich blade twarze nie przedstawiały żadnych emocji, nic prócz skupienia. Beznamiętnie lustrowali każdy jej ruch. W milczeniu poruszali ustami, równo i jednostajnie. Żaden, nawet najmniejszy mięsień ich ciała nie poruszał się w sposób niechciany, co w przypadku większości oznaczało pełną stateczność. Ręce nieznajomych uniesione były nieznacznie, wskazywali potok gnatów metr przed sobą. Ich źrenice pobłyskiwały niczym gwiazdy, jedna za drugą, po kolei, sprawiając wrażenie dwóch białych, radośnie ścigających się świetlików.
                   Przyjaciel Zagubienie postanowił ją odwiedzić.
                   Dzień powoli wychylał się zza horyzontu, szarówka zastąpiła już ciemność. Nadia mogła dostrzec otaczające ją postaci i przedmioty, jednak raczej wolałaby tego uniknąć. Często miewała dziwne sny: błądziła po lasach, uciekała przed mitologicznymi stworami czy stąpała po oceanie próbując czegoś sięgnąć, a rankiem budziła się pełna niepokoju. Ten rytuał nie przypominał jednak niczego, co znała lub o czym chociaż czytała. Nie słyszała słów wypowiadanych przez zgromadzonych, ale czuła wibracje im odpowiadające, które rozchodziły się rytmicznie i równomiernie, niczym tafla spokojnego morza.
                   Nie widziała możliwości ucieczki, choć właśnie ona była pierwszym rozsądnym pomysłem jej zamarzniętego umysłu. Wydało jej się, że odzyskała zdrowy rozsądek, mimo wciąż przeszywającego ją jednocześnie mrozu i gorąca. Senne mary zazwyczaj mają to do siebie, że w najgorszym momencie się kończą i nie występują w nich zegary. Dla pewności, rozejrzała się za tym drugim. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z miejsca, w którym się znajduje. Za plecami ciągle bacznie obserwujących ją ludzi znajdował się las, gęsty na tyle, by między drzewami panował niemal namacalny mrok.  Zadarła wzrok, by dojrzeć szarą płachtę niebios. Zaklęła w myślach - własne gardło niezmiennie odmawiało posłuszeństwa, przypominając zaciśniętą pięść - do tej pory łudziła się, że uda jej się najzwyczajniej zbiec. Teraz zrozumiała, że w zaroślach nie miałaby żadnych szans. Tylko na co oni czekają? Był to najbierniejszy z jej snów, już dawno powinni ją zaatakować.
                   Drżąca cisza w jakiś irracjonalny sposób sztywniała. Wtedy Nadia poczuła jak drgania szeptów zaczęły przenikać jej ciało. Nerwy kobiety przekazywały niejasne informacje, powodując chaotyczne ruchy. Nie potrafiła nad tym zapanować, ale jednocześnie, ku pewnej radości kobiety, temperatura jej organizmu zaczęła się wyrównywać.
                   Głosy postaci tworzących okrąg znów stawały się słyszalne, od cichego szeptu aż po bezwstydny, niemal gregoriański śpiew. Powoli wstali, unosząc ramiona ku popielatemu niebu. Zbliżyli się do równej linii kości. Ich oczy pobladły i straciły blask, wyraz twarzy jednak się nie zmienił, tępo wpatrywali się w stojącą w centrum, rzucającą się bezwładnie kobietę. Dźwięk przypominający trochę szelest, trochę trzask zaczął z cicha akompaniować pieśniom. Gdy Nadii udało się spojrzeć w dół, zdziwiła i przestraszyła się na tyle, że udało jej się na chwilę opanować własne ciało i odskoczyła w tył, zanim zdała sobie sprawę, iż tam również zachodzi to dziwne zjawisko. Rzeka gnatów zaczęła poruszać się, z wolna płynąć. Czaszki zwróciły się w stronę wschodu, tkwiąc na swoich miejscach. Wokół nich sunęły setki kości długich, pędząc niczym zachęcony promocją tłum. Mieszały się, przemieszczając coraz szybciej. Ich szelest narósł wreszcie do rozmiarów, w których mógł godnie konkurować z niskim śpiewem wypełniającym polanę. Las zdał się teraz bardzo odległy, znajdowali się na afrykańskiej sawannie pozbawionej roślinności, pod ich stopami układała się wysuszona trawa. Słońce w ciągu kilku chwil przemierzyło nieboskłon, ponownie chowając się za linią widnokręgu.
                   Nadia poczuła jak ogarnia ją słabość. Zdała sobie sprawę z czasu, przez jaki nie wzięła nawet jednego oddechu, gdy zabrakło jej tlenu, przez co poczuła pieczenie w piersi. Zapadła głęboka ciemność. Zniknął grunt pod jej stopami, jednak nie spadła. Znów trwała w nicości. Tyle tylko, że tym razem ta pustka znajdowała się w samym środku kręgu tworzonego przez szeleszczące i świecące gnaty. Rzeka kości uniosła się chaotycznie, rozwarstwiając się i formując skupiska. Krążące obiekty zaczęły z czasem układać się w sylwetki pozbawione kręgosłupa, nienaturalnie wykrzywione, a zarazem krzyczące przeraźliwie. Trójgłowe monstra, przypominające zarówno ludzkie jak i zwierzęce postaci, nienaturalnych rozmiarów szkielety zdeformowane w każdy z możliwych sposobów, ilustrujące lęki obserwującej te dziwaczne zjawiska kobiety. Tkwiła w mimowolnym bezruchu. Stwory wyrywały się w jej stronę, człapały niekompletnym uzębieniem, walczyły ze sobą, lecz nie mogły opuścić coraz szybciej wirującego kręgu. Jakaś precyzyjna siła kręciła nimi, utrzymując wszystkie w jednej płaszczyźnie. Miotały się w cierpieniu, działając bezmyślnie, prowadziły jakąś bezsensowną bitwę z każdym w pobliżu. Atakując się nawzajem, szkielety traciły niektóre ze swych składowych kości, które stawały się częścią przeciwnika, czasem całe sylwetki łączyły się w jedną, ogromniejszą i straszniejszą, posiadającą nieproporcjonalnie długie nogi czy kolejną głowę uczepioną na wysokości łokcia. Miały zdolność dekompletowania dowolnego elementu swojej konstrukcji, a zarazem każdy cios sprawiał im ból, prowokując kolejne wycie godne szpitala dla opętanych. Nagle wokół stworów pojawił się biały ogień. Nie parzył ich, jedynie zamykał w obrębie swoich płomieni niczym klatce. Pochłaniał je, wysysając z nich życiodajną magię. Złoty dym ulatywał wzwyż, zataczał kilka pętli , zamieniał się w proszek i kierował w stronę bezwładnej Nadii. Złocisty wicher omiatał ją na kształt tornada. Nie dotykał wcale jej ciała, dając o sobie znać jedynie słodkim zapachem róż.
                   Gdy płomienie zgasły, przerażające sylwetki rozpadły się, upadając dokładnie w miejsca, z których zostały porwane. Unoszący się w ciemnej przestrzeni pył przywierał do ciała kobiety, wżynał się pod naskórek, aż niemal całkowicie pokrył jej skórę. Nie powodowało to jednak odczucia dyskomfortu, półprzytomnie patrzyła jak drobinki dryfują na niewyczuwalnym wietrze, lądują na niej i stają się jej integralną częścią. Upojona zapachem palonych kwiatów, wyciągała dłonie by dotknąć urojonych krzewów. Wydało jej się, że leży na łożu wyłożonym płatkami róż, było jej tak niesamowicie wygodnie. Wtulona w nieistniejącą miękkość, obserwowała dziczejący, piękny niegdyś ogród przemieniający się w puszczę. Wysokie drzewa przesłaniały słońce, mordując zachwycające swym wyglądem i wonią kwiatów krzewy. Zwierzęta spacerowały, polowały, nie zwracając uwagi na dziejące się tuż obok nich nieszczęścia.
                   Stado wilków pojawiło się w gęstwinie. Szare drapieżniki podeszły na skraj puszczy, ułożyły się między dogorywającymi ogniem rozpaczy krzewami, wpatrując się prosto w oczy Nadii. Leżały spokojnie, kiedy niewysokie rośliny dokonały samozapłonu. Żywe płomienie opływały delikatnie ich liście, łodygi, pożerały jedynie kwiaty. Wytwarzały równą łunę, która zdawała się je chronić. Zwierzęta spokojnie poukładały głowy na łapach, jakby nie zauważały pożaru i ogień ich nie dosięgał. Wilki miały zostać, trwać i walczyć. Wokół gorejących srebrzystym płomieniem krzewów wytworzyła się mroźna aura. Zamiast parzyć, dawała ochłodę. Bujny las w ciągu kilku chwil wypełniło zimne powietrze, a rośliny zamarzły i pokryły się cienką warstwą szadzi. Wszystko rozpadło się na drobne, przezroczyste kawałeczki, jedynie stado leżących zwierząt pozostało niewzruszone. Przypominające szkło, maleńkie odłamki zniknęły w kilkukilometrowej przepaści, by wrócić z jej głębin ze zdwojoną siłą i otulić Nadię na kształt koca, którego wcale nie chciała. Kobieta trzęsła się z zimna, próbując zbudzić swoje ciało do ogrzania się i zrzucenia lodowatej narzuty, zamiast tego, zaczęła na nowo rzucać się w drgawkach. Wreszcie upadła na miękki, grząski grunt, okryta chłodem oraz słodkim zapachem róż.

5 komentarzy:

  1. Dwa tygodnie temu zostawiłas u mnie komentarz w zakładce spam. Niestety dopiero teraz mam chwilkę, żeby na niego odpowiedzieć;) Krótkie streszczenie, które napisałaś bardzo mnie zainteresowało dlatego z przyjemnością będę czytać Twoje rozdziały. W najbliższym czasie postaram się nadrobić to co do tej pory napisałaś;) I mam pytanie, mam powiadamiać Cię o nowych notkach u mnie? Masz ochotę je czytać? Prosze o odpowiedź na moim blogu, w współpraca ruszy;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna historia, po jednym rozdziale nie wiele mogę napisać, ale stwarzasz niesamowity klimat i piszesz tak, jakbyś chciała nas przenieść do innego świata... Bardzo czekam na kolejny post !!! <3
    Wpisałam się w spamowniku, żeby ci tu nie zaśmiecać :) Masz fantastyczną i bogatą wyobraznię ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Odwiedziłaś jednego z moich blogów. Jednak twój wpis nie zainteresował mnie. Zaczęłam się nudzić, postanowiłam jednak zerknąć na twoją stronę. Całkiem sympatyczny szablon. Zaczynam szukać, gdzie jest pierwszy rozdział i mam problem. Zirytowana przechodzę przez wszystkie zakładki i znaleźć nie mogę! Dopiero później odkryłam, że troszkę niżej znajduje się to czego szukam.
    Wstęp jak wstęp, nudzi mi się, więc czytam dalej. Nagle zorientowałam się, że skończyły się notki. Twój blog wciągnął mnie niesamowicie. Akcja toczy się u ciebie powoli, mimo długich notek ( i dobrze, że takie są, nie lubię krótkich). Zrobiłaś coś, dla mnie niemal nie do pomyślenia. Twoje rozdziały niemal w całości składają się z opisów. Opisy zwykle mnie nudzą, a tu takie zdziwienie. Masz niesamowity styl pisania, a historia, którą opowiadasz jest dość niezwykła. Opisujesz niezwykle obrazowo i mam wrażenie, jakbym oglądała tą opowieść, a nie czytała. Cieszę się, że mnie znalazłaś i dzięki temu mogłam to przeczytać. Mam nadzieję, że jak najszybciej pojawi się kolejna notka. Chciałabym odkryć tajemnice tej wyspy i dowiedzieć się jaki jest los kochanków.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę Ci dziękuje za odwiedziny na moim blogu. Mogę powiedzieć dosłownie to samo o Twoim opowiadaniu - jestem w stanie się w nim zakochać.Baa... już to zrobiłam. Przeczytałam wszystkie dotąd opublikowane rozdziały i jestem pod wrażeniem. Zaczytałam się... Tworzysz naprawdę piękną historię, która maluje się w mej wyobraźni z każdym przeczytanym wyrazem. Piszesz tak wspaniale... zazdroszczę talentu. Twoja opowieść będzie dla mnie inspiracją i motywacją by starać się lepiej pisać. Dziękuję za cenne uwagi i jeszcze raz dziękuję za pozostawienie ślad po sobie. Na pewno tu zajrzę, by dowiedzieć się więcej o losach Nadii i Grzegorza.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny świetny rozdział. :) Bardzo podoba mi się sposób, w który opisujesz wszystkie zdarzenia :)

    OdpowiedzUsuń

Nie nadużywaj wieczności, demony patrzą. !