Jeśli XII nie pojawi się do 20.10 - nie wiem, co robię z Teorią.
20.10 to deadline, który ustanawiam już ostatecznie (ta, jasne).

środa, 29 stycznia 2014

VIII: Lunapark




                   Dwóch młodych mężczyzn przemierzało pośpiesznie wiekowy las. Choć na skraju wyspy zarośla sprawiały wrażenie zaniedbanych, starych i nieprzystępnych, wraz z zagłębianiem się w nie, złowrogi busz zamieniał się w coraz bardziej uporządkowaną formację. Zielone liście szeleściły cicho tuż nad głowami humanoidów, towarzysząc im w marszu. Wśród bujnie, harmonijnie rozwijającej się roślinności radośnie lawirował delikatny powiew. Powietrze to zagęszczało, to rozrzedzało się. Bose stopy obijały się o półskaliste podłoże, tupiąc głucho.
                   Jeden z osobników, przeciętnego wzrostu i nieimponującej budowy ciała, niósł w ramionach młodą kobietę, która co chwilę poruszała się, muśnięta chłodnym wiatrem – majaczyła. Mężczyzna zaciskał ręce, chroniąc ją przed upadkiem. Przyśpieszał kroku, niepozwalając sobie jednak na bieg. Szedł pewnie i dostojnie. Trochę sztywno. Zwinnie wymijał drzewa, jakby tę trasę przemierzał po raz tysięczny tego popołudnia. Wyszeptywał pod nosem jakieś łacińskie sentencje, poświęcając im większość swojej uwagi. Zdawał się rozmyślać nad każdym następnie wypowiedzianym słowem, jednocześnie mówił jednak płynnie, niemal melodyjnie.
                   Obok niego, potykając się o każdy wystający choć trochę ponad powierzchnię ziemi korzeń, co chwilę podbiegał wysoki blondyn. Długie nogi bardziej przeszkadzały mu niż pomagały w szybkim marszu. Jego lekko opalona cera kontrastowała z jasnymi, długimi włosami. Chłopak próbował je złapać i utrzymać z dala od swoich oczu, jednak niesforne pasma wymykały się spośród jego palców, skutecznie ograniczając mu widoczność. Mimo wszelkich niedogodności, starał się za wszelką cenę dotrzymać kroku towarzyszowi, który w tym momencie nie bardzo zwracał na niego uwagę.
                   Teren przestał wznosić się, a wręcz jego powierzchnia zaczęła się stromo obniżać. Deniwelacja ta była zamaskowana dla obserwatora z zewnątrz przez drzewa o ponadprzeciętnej wysokości pniach. Drewniane łodygi, pokryte jedynie korą, ciągnęły się wysoko i dopiero kilkanaście metrów nad ziemią rozgałęziały się tworząc bujne, zwarte korony, prawie całkowicie nieprzepuszczające światła. Pośród otaczającej szarówki, twarze mężczyzn znacznie przybrały na wieku, powadze. Zwolnili, dokładnie stawiali każdy krok. Ich skóra pokryła się cienką warstwą śniadego dymu, wzrok wbili w gęste powietrze i pewnie wpatrywali się przed siebie. Ten sam niestabilny byt otoczył kobietę, nie dotykając jej ciała. Ślizgał się po niewidzialnej osłonie, niezdolny wniknąć w Nadię. Okrążył ją i zatrzymał się wokół jej długich, wiszących bezładnie włosów. Skumulował się tam, po czym wplątał w skołtunione strąki, nadając im kolor popiołu.
                   Na samym dnie zagłębienia, przypominającego odwrócony, ścięty stożek o ścianach wyłożonych pniami, znajdował się ogromny wilk. Skalne zwierzę leżało na płaskiej powierzchni z mordą ułożoną między szarymi łapami. Wyrzeźbione z jednolitego kawałka kamienia, szczerzyło groźnie zęby w bezgłośnym, wiecznym warknięciu. Wyłożone akwamarynem oczy obserwowały okolicę spod na wpół zamkniętych powiek. Niewielkie, w porównaniu z całą rzeźbą uszy, uważnie zbierały każdy szmer. Nad wilkiem unosiły się gęste, ciemne chmury przemieszczając się chaotycznie. Niektóre odlatywały, inne przypływały znad północnego skraju urwiska. Mężczyźni powoli, równomiernie stawiając stopy zbliżyli się do posągu. Po bokach ogromnego zwierzęcia, niczym skazańcy tuż przed rozstrzelaniem ustawione były sylwetki, które kiedyś musiały być ludźmi. Półprzezroczyste, niknące w oczach postaci opierały się o skalną figurę rozpływając się na niej, tracąc swój kształt, i stopniowo stając się jej częścią.
                   Niosąc coraz bardziej niespokojną kobietę, zbliżyli się do kamiennego wilka. Weszli między jego niemal dwa razy wyższe od nich łapy, kierując się w stronę pyska. Nie zatrzymując się, minęli wyszczerzone kły, przechodząc między nimi. Wewnątrz panowała kompletna ciemność, a powietrze swą konsystencją przypominało kisiel, przez który należało iść pewnie. Każdy postój mógłby okazać się wiecznym. Szybko, nieustępliwie minęli tę gęstą przestrzeń, wspinając się znów ścieżką prowadzącą wzwyż. Zostawili nieprzyjazny ośrodek za, a raczej pod, sobą i stanęli przed długą, cieniutką kotarą. Mężczyzna z ramionami zaciśniętymi wokół Nadii przeszedł przez nią, zostawiając swego towarzysza na zewnątrz.
                   Pomieszczenie rozświetlała pojedyncza pochodnia wisząca na samym środku wklęsłego sklepienia. Pod nierównymi ścianami ustawione były niewysokie stoliki, na których prezentowała się okazała kolekcja różnobarwnych roztworów, niepokojących przedmiotów – zdarte właścicielom twarze, części ciał zmutowanych stworzeń morskich czy długie przedmioty oklejone sporymi, czarnymi piórami. W centrum pokoju, na drewnianym krześle, które sprawiało wrażenie żywego, o gałęziach z liśćmi, a nawet owocami, korzeniami przebijającymi nieprzyjazne podłoże, siedziała staruszka. Przypominała ona jednak bardziej szkielet pokryty resztkami ciała niż wciąż oddychającego człowieka. Gdy zauważyła gości, przechyliła swoją białą, pokrytą ostatnimi kilkoma siwymi włosami głowę. Jej wyłupiaste oczy wpatrywały się w kobietę. Rozchyliła wyschnięte usta, rozważając zadanie nurtującego ją pytania. Zamiast tego, nie spuszczając wzroku z przyniesionego jej stworzenia, wydała z siebie głuchy jęk, podniosła prawą rękę, składającą się niemal z samych kości. Do pomieszczenia ktoś wszedł. Mężczyzna nie musiał się odwracać by wiedzieć, kto to był. Stał bez ruchu kilka metrów przed staruszką.
                   Czarnowłosa kobieta, przyodziana jedynie w długą spódnicę z czarnych piór, podeszła do niego. Pozostała jednak tuż za nim, ponad jego ramieniem obserwując nieruchomą topielicę. Wyszczerzyła zęby w grymasie zagubionym gdzieś między złością a zainteresowaniem. Mimo swojej chwilowej słabości, Nadia wzbudzała w niej złe przeczucia. Pewnie wciąż uważałaby ją za zwykłego, nieszkodliwego nowicjusza, gdyby nie informacje, które dosłownie chwilę wcześniej przekazał jej George. Od razu zauważyła paralelę między nietypowymi zjawiskami wokół nieznajomej a swoim przejściem dobre kilka stuleci wcześniej. Czuła, że powoli opada z sił, a dokładniej z nadsił, dających jej przewagę nad innymi istotami. Do tej pory była jednak przekonana, że przechodziła jedynie chwilowy kryzys i była właściwie pewna, iż nikt prócz niej tej zmiany nie zauważył i nie zauważyłby dopóki w jakimkolwiek starciu nie musiałaby udowadniać swoich zdolności.
                   Teraz pozostało jej jedynie liczyć, że George posłuchał jej i przerwał końcowe rytuały słońca wystarczająco wcześnie. Jednocześnie musiała zachować obojętność, cierpliwie czekać na rozwój sytuacji, nie wzbudzając niechcianych podejrzeń. Topielica nie stwarzała żadnego zagrożenia w stanie, w jakim aktualnie się znajdowała, lecz musiała upewnić się, że obawy rodzące się w jej nieistniejącym sercu były jak najbardziej bezpodstawne. Przede wszystkim trzeba było je koniecznie ukryć przed cierpiącym na kompleks Mesjasza Cesarym i pozbyć się ewentualnego ryzyka na jakie mógł narazić ją ten nowy nabytek Wyspy.
                   Staruszka opuściła kościste ramiona, układając dłonie na kolanach okrytych warstwą zielonych liści i szarych, wystrzępionych piór. Opuściła prawie przezroczyste powieki, a drzewo, służące jej za krzesło, otuliło ją czule swoimi gałęziami.
                   Cesare ułożył Nadię na zimnym, skalnym podłożu przed odpoczywającymi resztkami człowieka. Naznaczone licznymi zadrapaniami ciało wyprostowało się. Jej włosy na dobre nabrały już ciemną barwę, po ciemnym dymie nie pozostał nawet najmniejszy ślad. Otworzyła oczy z dziwną przytomnością i wbiła wzrok w zawieszoną pod sklepieniem pochodnię, gdy drzewo objęło ją korzeniami.
                   Mężczyzna wrócił do swojej poprzedniej pozycji. Stał w miejscu, niepewny, co właściwie powinien zrobić. Każdy ruch niemal niewątpliwie narażał go na konfrontację z Mettią. Konfrontację, na którą zwyczajnie nie miał ochoty. Tkwił więc w miejscu, wpatrując się w przyniesioną przez siebie znad brzegu świeżynkę.
                   Demonica wyminęła go i, upewniwszy się spojrzeniem, że staruszka przeniosła swoją świadomość poza ciało, okrążyła pomieszczenie, niby dokładnie oglądając wyłożone na stołach przedmioty. Zatrzymała się obok drzewa, z pogardą zmierzyła Nadię wzrokiem. Prychnęła i utkwiła ciemne źrenice w owalnej, podkreślonej zarostem twarzy Cesara, powstrzymując się przed szturchnięciem nagą stopą nieruchomego ciała.
                   – Coście jej zrobili? – zapytała w nienagannym, choć nieco przestarzałym włoskim. Mężczyzna uniósł brew, akcentując zdziwienie tym pytaniem oraz jej nieprzyjaznym tonem.
                   – Zdaje się, że George zdał ci relację. Co prawda krótką, ale najważniejsze szczegóły na pewno ci wyszeptał – odparł niby od niechcenia, mierząc się z nią spojrzeniem.
                   – Och, oczywiście, ale, nie bądźmy naiwni, co on mógł zrozumieć, a więc i przekazać, prócz gołej relacji wydarzeń.
                   – Oczekujesz ode mnie interpretacji wydarzeń? Chyba muszę cię zawieść. – Obdarzył ją szerokim, sarkastycznym uśmiechem. Czując narastające w nim złe emocje, spróbował wymknąć się i znaleźć dla siebie spokojniejsze miejsce. Nie lubił przebywać w jej towarzystwie. Niszczące, wrogie wibracje wręcz z niej emanowały. Zanim zdążył przemknąć się za kurtynę, znalazła się tuż za nim, męcząc kolejnymi dźwiękami swojego wysokiego, złudnie słodkiego głosu.
                   – Oboje doskonale wiemy, że nie tak wygląda typowe przejście. Pytanie brzmi, jak długo ty będziesz udawał, że tego nie zauważyłeś. Może nie miałeś zamiaru nikogo o tym informować… Knujesz coś, kochasiu? – Poczuł jej zimny oddech na swoim karku. Ledwo powstrzymał się przed wybuchnięciem lekceważącym śmiechem w ramach reakcji na ostatnie z jej słów. – Masz już dość przeciętniactwa i budujesz sobie armię ze świeżynek?
                   – Twoja własna megalomania w końcu cię przerośnie – odpowiedział z wyraźnie słyszalną kpiną. – Nie bój się, twoja pozycja jest całkowicie bezpieczna, a ja jestem ostatnią osobą, która ma ochotę się na nią targnąć. Pamiętaj, że łączyłoby się to z ryzykiem bliskiego kontaktu z tobą. A tego ryzyka akurat nie podejmę.
                   Wyszedł, zanim zdążyła odwdzięczyć mu się mniej czy bardziej wymyślną złośliwością. Prawda wyglądała tak, że póki nie pojawiała się w polu widzenia czy wyczuwania, była Cesaremu zupełnie obojętna. Dopiero gdy stawała mu na drodze ze swoim egocentryzmem, bezwzględnością, zamiłowaniem do okrucieństwa, odczuwał do niej wręcz wstręt. Starał się unikać konieczności kooperacji z nią jak tylko mógł, co jednak nie było proste w tak szczelnym, zamkniętym, niewielkim środowisku.
                   Mettia nie pozostawała mu dłużna. Drażniła ją ta jego chęć pomocy bezużytecznym istotom. Co prawda, gdyby nie on, ich liczebność na Wyspie znacznie by zmalała. Jednocześnie twierdziła, że jego zachowania były zbyt empatyczne, ludzkie, sprzeczne z naturą demona. Jakimś cudem udawało mu się wyratować towarzyszy, których ciała uległy dziwnym wypadkom, ucierpieli podczas przejścia, gdy ich dusze odpłynęły zbyt daleko, przez co oczekiwanie na ich powrót niebezpiecznie się wydłużało. Wydawało jej się to czasem śmieszne. Przecież ideą ich przetrwania było żywienie się resztkami życia innych. Nijak nie można było pogodzić tych jego przekonań z realiami. A jednak, zdawał się całkiem dobrze ze sobą czuć, nie cierpieć z powodu żadnego wewnętrznego rozdarcia, nawet, gdy wybierali się na posiłki.
                   Pozostawiona sama sobie, nie miała najmniejszej ochoty ani zamiaru za nim wychodzić. Obróciła się na pięcie z prychnięciem. Przeciągnęła się. Oto została sama z tą marną istotą. Nie licząc kobieciny w objęciach krzesła, ale powrót jej świadomości mógł nastąpić zarówno za kwadrans, jak i za kilka dni. Parę razy już zdarzyło jej się zostawić Wyspę na tyle czasu bez nadzoru. Nikt nie był pewny czy to już przytłaczający wiek daje jej się we znaki, czy na tyle ufa swojemu tworowi.
                   Leżąc do tej pory bez najmniejszego znaku życia, Nadia nagle zaczęła niewyraźnie pomrukiwać. Mrugnęła kilkakrotnie i przetarła oczy dłońmi. Zaczynała się prawidłowo budzić.
                   Mettia zgarnęła ze stolika najbliższą rzecz. Patyk, odziany w kawałek zwierzęcej skóry, przyozdobiony łuskami oraz kolorowymi, umalowanymi paznokciami stał się jej berłem. Podeszła do wracającej do życia, przynajmniej w pewnym sensie, kobiety, kucnęła nad nią.
                   – Witamy w lunaparku, złotko.


13 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Jest taki tajemniczy, a zarazem fascynujący. Ciekawa jestem, czy Grzesiowi, uda się jeszcze kiedyś zobaczyć Nadię, nawet w jej nowej postaci. Intrygujemnie też jeszcze inne pytanie. Dlaczego Wyspa, nie zmieniła także jego w demona?
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rrozdział.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Guardian Angel

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, tajemniczy, fascynujący...♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś przeze mnie nominowana do „Liebster Blog Awards”.- Pytania znajdziesz w na moim blogu w notce o nominacji. :)
    http://przesladowca.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam!
    W imieniu swoim i całej Załogi ocenialni Shiibuya z przyjemnością informuję, że Twój blog znalazł się na drugiej pozycji w ramce "Najwyżej ocenione". Gratulujemy!

    OdpowiedzUsuń
  6. Udało mi się przeczytać całość, z czego się bardzo cieszę :)

    Styl, co pewnie słyszysz nie pierwszy raz, masz świetny - choć dialogów jest tu niewiele, a opisy są długie, to akcja nie ciągnie się jak spaghetti z parmezanem i nie czuję się znudzona (jak przy tych, co potrafią rozłożyć na całą stronę opis spadania liścia z drzewa, są i takie przypadki).
    Niby za fantasy (tym takim... typowym, coś pokroju Władcy Pierścieni) nie przepadam, ale twoja historia od początku mi się spodobała. A jak już pojawiły się demony, to już całkiem, bo akurat w takich klimatach gustuję :) Podoba mi się to, że z jednej strony mamy Gresia, normalnego człowieka, który przeżywa swój dramat, a tuż obok niego toczy się nieprawdopodobna historia Nadii.

    Zaintrygowała mnie ta staruszka. I świadomość odpływająca nie-wiadomo-gdzie...

    Czekam na dalszą część i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej. Jakiś czas temu nadrobiłam wszystkie Twoje rozdziały, po tym jak zostawiłaś mi w spamie adres swojego bloga. Zapraszałam Cię do siebie, ale nie było odzewu. Wobec tego chciałam zapytać jeszcze raz czy mam spodziewać się jakiegoś znaku życia od Ciebie czy po prostu usunąć z linek i nie dręzyć Cie komentarzami? Bardzo proszę o odpowiedź u mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi o nagabywanie. W żaden sposób tego nie robię. Po prostu skoro ktoś zaprasza do siebie (tym bardziej, że jest u mnie w Spamie napisane, że nie mam czasu na czytanie wszystkiego, co bym chciała, więc wybieram tylko te blogi, które wyrażają chęć zapoznania się z moją twórczością) to chyba chce coś również wnieść od siebie. Przynajmniej zawsze wszyscy, którzy reklamowali się u mnie myśleli w ten sposób. Chciałam po prostu wiedzieć, czy masz w ogóle chęć do czytania mojego opowiadania. To normalna, zdrowa reakcja;) Zwykłe pytanie. Nie znaczy to, że czytam tylko po to by ktoś czytał moje. Bo są blogi, które czytam i bez tego. Ale jak już mówiłam, nie mam czasu na więcej, bo ulubionych mam już koło 50. A to chyba normalne, że człowiek chce wiedzieć czy ktoś jest zainteresowany jego pisaniem, skoro czyta opowiadanie tego kogoś. Poza tym liczyłam, że jakoś odpowiesz na moje komentarze. Zganisz jesli czegoś nie zrozumiałam, albo wytłumaczysz jesli coś przekręciłam. A cisza, stąd mój komentarz.

      Usuń
    2. Racja, niezbyt często zdarza mi się odpowiadać na komentarze. Czytam je wszystkie i niemal wszystkie poprawiają mi dzień ;) Nie odpowiadam, gdyż albo nie wydaje mi sie, żebym mogła to zrobić w jakkolwiek sensowny, wnoszący coś sposób, a zarazem nie za spoilerować. Więc wolę trzymać palce nad klawiszami ("język za zębami" mi coś tu nie pasował). Przepraszam, jeśli w którymś momencie brzmiałam hm... ofensywnie, nie miałam w żadnym sensie tego na celu. Postaram się zajrzeć, ale na wolny czas i spokojny umysł raczej nie ma co u mnie liczyć przed czerwcem. Pozdrawiam ;)

      Usuń
  8. Cześć, ostatnio zostałam nominowana do Liebster Award, i moim zdaniem było nominować 11 innych blogów. Jesteś jedną z osób nominowaną przeze mnie :)

    Ale co to jest LBA?
    "Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za " Dobrze Wykonaną Robotę ". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. (...) należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów ( informujesz ich o tym ) i zadajesz im 11 pytań. (..)"

    Ja postanowiłam się w to bawić,mam nadzieje że i ty się ucieszysz i weźmiesz udział w tej akcji. Pytania i więcej informacji znajdziesz na
    Talia a http://meplusyouislove.blogspot.com/ Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej. Przeczytałam tylko ten rozdział. Trafiłam na Twojego bloga przypadkowo, można powiedzieć, że button jest w widocznym miejscu na jednej mojej ulubionej ocenialni ;)
    Jestem ciekawa co dalej wydarzy się z Nadią. Wydaje mi się, że chyba już kiedyś byłam na Twoim blogu. ;)) Ile już piszesz? Bo twój styl jest wręcz idealny. ;) Ja piszę już kilka lat, a nie ma poprawy :(
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo ! ;) Miło mi czytać takie komentarze, choć w tym stylu jest jeszcze wiele do ulepszenia. Ale chyba jestem na dobrej drodze ;)
      Piszę sobie tylko od przypadku do przypadku... Odkąd... Tu trzebaby zdefiniować "piszesz" xD Ale powiedzmy, że pierwsze opowiadanka popełniłam z 6lat temu (jak ten czas leci!).

      Usuń
  10. Cześć! W końcu udało mi się ocenić twojego bloga. :)
    http://ksiegablogow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Nie nadużywaj wieczności, demony patrzą. !