Jej ciało okolone było
licznymi pętami, które jednak nie krępowały go. Dziwne, gładkie liny naprężały
się, przesuwały, ustępując miejsca każdemu niepewnemu ruchowi kobiety. Leżała
na czymś zimnym, ba, w jakimś zimnym miejscu. Ona sama temperaturą też wydawała
się nie odbiegać od otoczenia. Mimo to nie przeszywały jej dreszcze. Wolno
otworzyła powieki – szeroko rozwarła oczy, lecz minęła chwila nim odzyskała
wzrok. Wraz z obrazem miejsca, w którym się znajdowała, mózg Nadii doznał
szoku, zabłądził wśród nowych bodźców. Nierównomierne uciski, niemal zupełna
ciemność, unoszący się wokół dym. Poczuła, że znów traci przytomność, zapada
się wgłąb siebie. Usłyszała wysoki kobiecy głos. Nie potrafiła jednak wyróżnić
słów przez niego przekazywanych. Zwróciła głowę w stronę, z której wydawało jej
się, że nadszedł. Ujrzała niewyraźną sylwetkę, skrytą za ścianą mgły. Przetarła
leniwie oczy dłonią, wyciągnęła ją w stronę nieznajomej. Dotknęła czegoś miękkiego
z twardymi, żylastymi elementami; dziwnej masy, składającej się z wielu
mniejszych części. Opuściła rękę bezwładnie na posadzkę. Jej umysł znów
przebiegło wrażenie omdlenia.
Mettia nie ruszała się,
czekając aż topielica się przebudzi. Kucała nad nią, trzymając swoiste berło z
władczym uśmiechem. Spodziewała się, iż chwilę może to potrwać. Obserwowała ją
uważnie. Pnącza krzesła Primordialis przesuwały się powoli po ciele kobiety,
skupiając się stopniowo wokół jej szyi, bioder i kolan. Świeżynka słabo
rozglądała się po pomieszczeniu, otwierając usta trochę dla złapania oddechu,
trochę starając się coś wypowiedzieć.
Szare korzenie starego, choć
ciągle pełnego witalności, drzewa zacisnęły się na jej nogach i karku, tworząc
nad zawartą między nimi częścią ciała kobiety swoistą klatkę, system napiętych
lin, unoszących się stabilnie nad nią. Ciemny dym zaczął przemieszczać się
wewnątrz włosów topielicy. Zdawał się kondensować, zbliżając do jej głowy.
Końcówki sukcesywnie jaśniały, wracały do swego blondu, pozbawionego teraz jednak
złotego blasku, w końcu osiągając odcień zbliżony bardziej do barwy ściętego siana.
Spoczywająca dotąd na posadzce sylwetka napięta została przez napierające na
nią liny. Wygięła się nienaturalnie. Jej miednica oddaliła się od podłoża na
tyle, na ile pozwalało jej przypchnięcie do niego spętanych stawów. Przez
szeroko rozwarte niewidzialną, zewnętrzną siłą usta kobiety wydobywał się
ciemny dym, powoli wypełniając konstrukcję.
Demonica wstała i postąpiła
kilka kroków w tył, zaskoczona dziejącymi się na jej oczach zjawiskami.
Zacisnęła dłoń na trzymanym przedmiocie. Pierwszy raz oglądała coś takiego, co
niepokoiło ją jeszcze bardziej. Spojrzała na Primordialis, która siedziała
ciągle tak samo jak zawsze od kilkudziesięciu lat. Jedynym szczegółem
wskazującym na pewną formę aktywności twórczyni Wyspy był dziwny blask bijący
spod powiek postaci. Jasne, mocne światło prześlizgiwało się przez cienką
warstwę skóry, mieszając się z tym pochodzącym z niewielkiej pochodni.
Staruszka podniosła nieznacznie prawą rękę. Gorące powietrze wypełniło zimne
dotąd pomieszczenie. Koścista dłoń, ozdobiona zaledwie trzema paznokciami,
skierowana była w stronę unoszącej się przed nią kobiety. Zamknęła się nagle z
niespodziewaną siłą, a sylwetka opadła na podłoże. Nadia wydała cichy jęk bólu.
Korzenie krzesła cofnęły się, na nowo oplatając Primordialis. Mettia
odskoczyła, zaskoczona tak szybkim zakończeniem rytuału.
Młoda kobieta leżała chwilę
bez ruchu, lustrując przytomnie pomieszczenie, w którym się znalazła. Podniosła
się na łokcie, czego szybko pożałowała. Zmiana ułożenia ciała poinformowała ją
o ilości zadrapań na nim obecnych. Zatopiona była teraz w ciepłym powietrzu,
klejącym się do skóry. Lepki gaz zdawał się przylegać do niej. Ona jednak
pozostawała nieprzyjemnie zimna. Dokoła siebie nie dojrzała zbyt wiele, zanim
jej oczy nie przyzwyczaiły się do półmroku. Witraż zbudowany z licznych plam we
wszystkich odcieniach szarości przesłaniał jej otoczenie niczym kalejdoskop.
Poczuła przeszywający, bolesny impuls wędrujący od jej głowy w dół jej ciała,
zanikający jednak w okolicy podbrzusza. Złudnie, uznała go za wynik jednego ze
spotkań z morskim dnem. Kształty tworzone przez szarości powoli się wyostrzały.
Przetarła oczy opuszkami palców.
Obraz, który ujrzała, nie
przypadł jej do gustu. Pomieszczenie przypominające zagraconą piwnicę i dziwna,
półnaga kobieta pochylona nad nią. A może to jedynie zakurzona rzeźba? Istota
wstała nagle z niepokojącym uśmiechem. Nadia, zaskoczona mylnością swojego
podejrzenia, obserwowała jej ruchy z ciekawością dziecka. Nieznajoma poruszała
się dostojnie, ciemne pióra zdawały się wyrastać z jej bioder, jak dziwne
skrzydła okalać dół jej ciała, sięgając podłoża. Kobieta spoglądała na nią z
góry, przygryzając wargę, która pod naciskiem jej własnych zadziwiająco jasnych
zębów stawała się jeszcze bardziej sina. Białe, ostre kły postaci stanowiły
większość jej uzębienia, a przy tym były jedynym elementem otoczenia nie
pogrążonym w szarości i dymie. Tęczówki kobiety zdawały się nie posiadać
konkretnego koloru; szkarłatna czerwień, grafit i głęboka czerń mieszały się
raz tworząc brunatną mieszankę, raz układając się w najróżniejsze wzory.
– Koniec drzemki? –
Nieznajoma wyszczerzyła zęby jeszcze bardziej w szerokim, tryumfalnym uśmiechu.
Nadia chciała coś odpowiedzieć. W tym momencie zdała sobie sprawę z suchoty
panującej w jej ustach i pustki w płucach. Jej mózg zareagował najlepiej jak
mógł – zaczęła odchrząkiwać i kasłać. Nie poprawiało to jednak sytuacji. Wręcz
przeciwnie. Półnaga kobieta zaniosła się śmiechem, który w zamyśle miał być
pewnie przyjaznym, sprawiła jednak wrażenie wiedźmy usiłującej zwabić niewinne
dzieci do swojego kotła.
– Te świeżynki… Tyle radości
przynoszą, czemu ja się nimi nie zajmuję… – rzuciła do siebie, wciąż bacznie
obserwując Nadię. Ta z kolei usiadła starając się nabrać trochę powietrza. –
Nie wysilaj się, nie potrzebujesz tego – dodała już głośniej, niby od
niechcenia. – Jak o tym zapomnisz, będzie ci łatwiej – powiedziała dobrotliwie.
Nadia spojrzała na nią
podejrzliwie. Porzuciła jednak próby przywrócenia sobie oddechu. Czyżby
znajdowała się w jakimś chorym śnie? Nie ustępowało ciągle odczucie suchości w
ustach i niezdolność do wydobycia z siebie sensownego dźwięku. Przyłożyła dłoń
do ust. Śmierdziała morską wodą – prawie jak świeżo złowiona ryba. Jej wargi
były pozbawione wilgoci, popękane bardziej niż kiedykolwiek. Otworzyła usta,
ale znów nie udało jej się przemówić. Z pewnością znajdowała się w jakiejś
głupiej marze. Nabrała przekonania, że to po prostu kolejny z serii
niepokojących ją snów i za chwilę obudzi się w domu u boku męża. Dla pewności
postanowiła rozejrzeć się jeszcze za zegarem – w snach nigdy nie pojawiają się
zegary. Odmierzacza czasu co prawda nie ujrzała, zamiast niego tuż obok siebie dostrzegła
spoczywającą na poruszającym się krześle Primordialis. Krzyknęła mimo woli.
Odsunęła się kawałek. Spojrzała pytająco na stojącą po jej drugiej stronie
nieznajomą.
Mettia wzruszyła ramionami.
Naznaczyła w powietrzu kilka kształtów trzymanym przez siebie zdobionym
patykiem. Westchnęła.
– Widzisz, jeszcze wiele
musisz się dowiedzieć. Spokojnie, tego miejsca prędko znowu nie zobaczysz –
powiedziała spokojnie.
Przyłożyła swój atrybut do
ust, przypominając sobie o czymś.
– No tak, zapomniałabym. Wybacz,
dawno nie miałam styczności z tak… nowymi. – Spojrzała na Nadię niemal z
odrazą. Podała jej dłoń, ponownie siląc się na przyjazny wygląd. Blondynka
chwyciła ją i wstała, mierząc wzrokiem tym razem własne postrzępione ubrania. Ich
stan pozostawiał wiele do życzenia. Pod resztkami podartej sukienki dojrzała
liczne siniaki i zadrapania czy nawet opuchnięcia, często jedne zachodzące na
drugie. Rany odezwały się nową falą bólu. Nadia syknęła cicho, chcąc dać upust
odczuciom.
Moment, czy w snach nie powinna
nie odczuwać bólu?
Rozejrzała się ponownie wokół
siebie, zlustrowała ledwie żywą kobietę na poruszającym się krześle, drugą
stojącą w spódnicy z ciemnych piór. Szybko przekonała siebie, że te dziwne mary
muszą przybierać na sile. Jak tylko się obudzi przedyskutuje z Grześkiem
kwestię przeprowadzki.
Mettia odwróciła się i
ruszyła śladem Cesarego przez lepką zasłonę na zewnątrz. Nadia, niewiele
myśląc, poszła za nieznajomą postacią. Pierwsze kilka kroków sprawiło jej
trudność, a raczej ból, później nauczyła się stąpać tak, by nie naciskać na
poranione fragmenty stóp. Istota szła dość szybko, ale ani na chwilę nie
zniknęła jej z oczu. Zaraz po przejściu przez kotarę z dziwnego materiału,
którego Nadia nie miała ochoty dotykać nigdy więcej, gdyż przypominał jej
suszone mięso, poczuła, że powietrze wokół niej gęstnieje. Poruszanie się na
nowo przestało być łatwe. Musiała napinać wszystkie poobijane mięśnie, by się
nie zatrzymać.
Zamiast wyprowadzić świeżynkę
na zewnątrz by ujrzała świat do jakiego jest przyzwyczajona i trochę ją
uspokoić, jak to w zwyczaju miał Cesare, demonica zaprowadziła ją w przeciwną
stronę, schodząc stromymi, śliskimi schodami w dół, w głąb gardła kamiennego
zwierzęcia. Blondynka odnosiła wrażenie, że raczej płynie nad stopniami niż
stąpa po nich, podczas gdy ona sama musiała dokładać wielu starań by nie spaść
w dół przepastnego korytarza, którego końca nie mogła dojrzeć. Skręciły nagle w
lewo, wchodząc do pomieszczenia wyłożonego błyszczącymi kryształami. Ostre
krawędzie kamieni wbijały się Nadii w stopy. Starała się ignorować powodowany
przez nie ból, goniąc za nieznajomą. Czuła, że w jej skórze powstały nacięcia,
nie pojawiały się jednak żadne ślady krwi. W pokoju panowała jasność, choć
Nadii nie udało się dostrzec źródła światła.
Mettia nagle zatrzymała się i
odwróciła. Wyszczerzyła białe zęby bez słów obserwując świeżynkę. Mierzyła ją
dokładnie wzrokiem, wykorzystując brylantową salę by sprawdzić jej stan i etap
przemiany. Nadia jednak patrzyła się tylko na przewodniczkę, niepewna co
powinna zrobić. Czuła jak kamienie kaleczą jej stopy, mimo to starała się nie
wykonywać zbędnych ruchów. Powierzchnia całego ciała zaczęła ją delikatnie
szczypać, a ciemny dym, wydobywając się z jej wnętrza, okolił ją szarawą
powłoką. Srebrne płomienie zapłonęły na końcówkach jej włosów, zdając się pożerać
je, wciągając dziwną mgłę, sycąc się nią.
Demonica obserwowała zajście
w bezruchu, zaniepokojona. Świeżynka po zakończonym rytuale nie powinna
odczuwać żadnych zmian wśród brylantów Primordialis; Świeżynka nie w pełni
przetransformowana lub przetransformowana błędnie powinna zostać przecięta
przez promienie przedwiecznego światła. Srebrny ogień płonął na plecach kobiety
nie raniąc ani jej samej, ani resztek jej ubrań. Jeszcze szybciej niż się
pojawił – zdławił się sam w sobie i zgasł. Jedynym śladem, jaki po sobie
zostawił, była ciemna barwa włosów Nadii.
Witam.
OdpowiedzUsuńZamówienie na http://recenzje-bez-granic.blogspot.com/ zostało przyjęte. Postaram się zrecenzować opowiadanie w nie więcej niż w dwa dni - jeśli mi się nie uda, poinformuję cię o tym.
XOXO
Wow, wow, wow! Dopiero co weszłam, ale już muszę skomentować co najmniej jedną zachwycającą rzecz! Szablon jest nieziemski. Naprawdę. Gratuluję! Zakochałam się w nim i gdyby nie to, że u mnie mroczny niezbyt pasuje po prostu byłabym zazdrosna :D
OdpowiedzUsuńCo do tematu, to idę dopiero zobaczyć, czy się zakocham również w tym. Temat co prawda nie mój, ale w minionym tygodniu zaczęłam czytać tyle "nie moich" tematów, więc... :)
Pozdrawiam :3
Dziękuję za odwiedziny na moim blogu, chętnie poczytam Twoją twórczość :D Daj mi jednak kilka dni - to w końcu dziesięć rozdziałów, pokomentuję i będę na bieżąco :))
OdpowiedzUsuńdzikie-anioly.blogspot.com
Witam.
OdpowiedzUsuńZamówienie na http://recenzje-bez-granic.blogspot.com/ zostało zrobione. Mam nadzieję, że będziesz zadowolona z efektu :)
Wreszcie udało mi się do Ciebie dotrzeć, pomimo braku czasu i wielu przeszkód po drodze :)
OdpowiedzUsuńNadia w końcu się obudziła, odzyskała przytomność, powstała z martwych, zaczęła nowe życie… Nie wiem jak to określić. Trochę przerażające jest to miejsce w którym obecnie znajduje się ta kobieta. Również to wszystko co tam się dzieje wprawia w duże osłupienie. Nie mogę doczekać się momentu, w którym wyjaśnisz nam czytelnikom, co tak naprawdę stało się z tą kobietą i co dzieje się w tej przeklętej okolicy. Jestem również ciekawa dalszych losów Grzegorza. Wydaje mi się, że jakoś dawno go nie było. Czy on nadal szuka zaginionej żony? Czy trafi na jej ślad? Chętnie poznałabym już dalszy ciąg, bo jestem głodna informacji. Nie miałabym również nic przeciwko, gdyby rozdziały u Ciebie pojawiały się nieco częściej i były trochę dłuższe :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam ciepło :)