Dwóch młodych mężczyzn przemierzało
pośpiesznie wiekowy las. Choć na skraju wyspy zarośla sprawiały wrażenie
zaniedbanych, starych i nieprzystępnych, wraz z zagłębianiem się w nie,
złowrogi busz zamieniał się w coraz bardziej uporządkowaną formację. Zielone
liście szeleściły cicho tuż nad głowami humanoidów, towarzysząc im w marszu. Wśród
bujnie, harmonijnie rozwijającej się roślinności radośnie lawirował delikatny
powiew. Powietrze to zagęszczało, to rozrzedzało się. Bose stopy obijały się o półskaliste
podłoże, tupiąc głucho.
Jeden z osobników,
przeciętnego wzrostu i nieimponującej budowy ciała, niósł w ramionach młodą
kobietę, która co chwilę poruszała się, muśnięta chłodnym wiatrem – majaczyła.
Mężczyzna zaciskał ręce, chroniąc ją przed upadkiem. Przyśpieszał kroku,
niepozwalając sobie jednak na bieg. Szedł pewnie i dostojnie. Trochę sztywno. Zwinnie
wymijał drzewa, jakby tę trasę przemierzał po raz tysięczny tego popołudnia. Wyszeptywał
pod nosem jakieś łacińskie sentencje, poświęcając im większość swojej uwagi.
Zdawał się rozmyślać nad każdym następnie wypowiedzianym słowem, jednocześnie mówił
jednak płynnie, niemal melodyjnie.
Obok niego, potykając się o
każdy wystający choć trochę ponad powierzchnię ziemi korzeń, co chwilę
podbiegał wysoki blondyn. Długie nogi bardziej przeszkadzały mu niż pomagały w
szybkim marszu. Jego lekko opalona cera kontrastowała z jasnymi, długimi
włosami. Chłopak próbował je złapać i utrzymać z dala od swoich oczu, jednak
niesforne pasma wymykały się spośród jego palców, skutecznie ograniczając mu
widoczność. Mimo wszelkich niedogodności, starał się za wszelką cenę dotrzymać
kroku towarzyszowi, który w tym momencie nie bardzo zwracał na niego uwagę.
Teren przestał wznosić się, a
wręcz jego powierzchnia zaczęła się stromo obniżać. Deniwelacja ta była
zamaskowana dla obserwatora z zewnątrz przez drzewa o ponadprzeciętnej wysokości
pniach. Drewniane łodygi, pokryte jedynie korą, ciągnęły się wysoko i dopiero
kilkanaście metrów nad ziemią rozgałęziały się tworząc bujne, zwarte korony, prawie
całkowicie nieprzepuszczające światła. Pośród otaczającej szarówki, twarze
mężczyzn znacznie przybrały na wieku, powadze. Zwolnili, dokładnie
stawiali każdy krok. Ich skóra pokryła się cienką warstwą śniadego dymu, wzrok
wbili w gęste powietrze i pewnie wpatrywali się przed siebie. Ten sam niestabilny
byt otoczył kobietę, nie dotykając jej ciała. Ślizgał się po niewidzialnej
osłonie, niezdolny wniknąć w Nadię. Okrążył ją i zatrzymał się wokół jej
długich, wiszących bezładnie włosów. Skumulował się tam, po czym wplątał w skołtunione
strąki, nadając im kolor popiołu.
Na samym dnie zagłębienia,
przypominającego odwrócony, ścięty stożek o ścianach wyłożonych pniami,
znajdował się ogromny wilk. Skalne zwierzę leżało na płaskiej powierzchni z
mordą ułożoną między szarymi łapami. Wyrzeźbione z jednolitego kawałka
kamienia, szczerzyło groźnie zęby w bezgłośnym, wiecznym warknięciu. Wyłożone
akwamarynem oczy obserwowały okolicę spod na wpół zamkniętych powiek. Niewielkie,
w porównaniu z całą rzeźbą uszy, uważnie zbierały każdy szmer. Nad wilkiem
unosiły się gęste, ciemne chmury przemieszczając się chaotycznie. Niektóre odlatywały,
inne przypływały znad północnego skraju urwiska. Mężczyźni powoli, równomiernie
stawiając stopy zbliżyli się do posągu. Po bokach ogromnego zwierzęcia, niczym
skazańcy tuż przed rozstrzelaniem ustawione były sylwetki, które kiedyś musiały
być ludźmi. Półprzezroczyste, niknące w oczach postaci opierały się o skalną
figurę rozpływając się na niej, tracąc swój kształt, i stopniowo stając się jej
częścią.
Niosąc coraz bardziej
niespokojną kobietę, zbliżyli się do kamiennego wilka. Weszli między jego
niemal dwa razy wyższe od nich łapy, kierując się w stronę pyska. Nie
zatrzymując się, minęli wyszczerzone kły, przechodząc między nimi. Wewnątrz
panowała kompletna ciemność, a powietrze swą konsystencją przypominało kisiel,
przez który należało iść pewnie. Każdy postój mógłby okazać się wiecznym. Szybko,
nieustępliwie minęli tę gęstą przestrzeń, wspinając się znów ścieżką prowadzącą
wzwyż. Zostawili nieprzyjazny ośrodek za, a raczej pod, sobą i stanęli przed
długą, cieniutką kotarą. Mężczyzna z ramionami zaciśniętymi wokół Nadii
przeszedł przez nią, zostawiając swego towarzysza na zewnątrz.
Pomieszczenie rozświetlała
pojedyncza pochodnia wisząca na samym środku wklęsłego sklepienia. Pod
nierównymi ścianami ustawione były niewysokie stoliki, na których prezentowała
się okazała kolekcja różnobarwnych roztworów, niepokojących przedmiotów – zdarte
właścicielom twarze, części ciał zmutowanych stworzeń morskich czy długie
przedmioty oklejone sporymi, czarnymi piórami. W centrum pokoju, na drewnianym
krześle, które sprawiało wrażenie żywego, o gałęziach z liśćmi, a nawet
owocami, korzeniami przebijającymi nieprzyjazne podłoże, siedziała staruszka.
Przypominała ona jednak bardziej szkielet pokryty resztkami ciała niż wciąż
oddychającego człowieka. Gdy zauważyła gości, przechyliła swoją białą, pokrytą
ostatnimi kilkoma siwymi włosami głowę. Jej wyłupiaste oczy wpatrywały się w
kobietę. Rozchyliła wyschnięte usta, rozważając zadanie nurtującego ją pytania.
Zamiast tego, nie spuszczając wzroku z przyniesionego jej stworzenia, wydała z
siebie głuchy jęk, podniosła prawą rękę, składającą się niemal z samych kości. Do
pomieszczenia ktoś wszedł. Mężczyzna nie musiał się odwracać by wiedzieć, kto
to był. Stał bez ruchu kilka metrów przed staruszką.
Czarnowłosa kobieta,
przyodziana jedynie w długą spódnicę z czarnych piór, podeszła do niego.
Pozostała jednak tuż za nim, ponad jego ramieniem obserwując nieruchomą topielicę.
Wyszczerzyła zęby w grymasie zagubionym gdzieś między złością a zainteresowaniem.
Mimo swojej chwilowej słabości, Nadia wzbudzała w niej złe przeczucia. Pewnie
wciąż uważałaby ją za zwykłego, nieszkodliwego nowicjusza, gdyby nie
informacje, które dosłownie chwilę wcześniej przekazał jej George. Od razu
zauważyła paralelę między nietypowymi zjawiskami wokół nieznajomej a swoim przejściem dobre kilka stuleci
wcześniej. Czuła, że powoli opada z sił, a dokładniej z nadsił, dających jej przewagę nad innymi istotami. Do tej
pory była jednak przekonana, że przechodziła jedynie chwilowy kryzys i była
właściwie pewna, iż nikt prócz niej tej zmiany nie zauważył i nie zauważyłby
dopóki w jakimkolwiek starciu nie musiałaby udowadniać swoich zdolności.
Teraz pozostało jej jedynie
liczyć, że George posłuchał jej i przerwał końcowe rytuały słońca wystarczająco
wcześnie. Jednocześnie musiała zachować obojętność, cierpliwie czekać na rozwój
sytuacji, nie wzbudzając niechcianych podejrzeń. Topielica nie stwarzała
żadnego zagrożenia w stanie, w jakim aktualnie się znajdowała, lecz musiała
upewnić się, że obawy rodzące się w jej nieistniejącym sercu były jak
najbardziej bezpodstawne. Przede wszystkim trzeba było je koniecznie ukryć przed
cierpiącym na kompleks Mesjasza Cesarym i pozbyć się ewentualnego ryzyka na
jakie mógł narazić ją ten nowy nabytek
Wyspy.
Staruszka opuściła kościste
ramiona, układając dłonie na kolanach okrytych warstwą zielonych liści i
szarych, wystrzępionych piór. Opuściła prawie przezroczyste powieki, a drzewo,
służące jej za krzesło, otuliło ją czule swoimi gałęziami.
Cesare ułożył Nadię na
zimnym, skalnym podłożu przed odpoczywającymi resztkami człowieka. Naznaczone
licznymi zadrapaniami ciało wyprostowało się. Jej włosy na dobre nabrały już
ciemną barwę, po ciemnym dymie nie pozostał nawet najmniejszy ślad. Otworzyła
oczy z dziwną przytomnością i wbiła wzrok w zawieszoną pod sklepieniem
pochodnię, gdy drzewo objęło ją korzeniami.
Mężczyzna wrócił do swojej
poprzedniej pozycji. Stał w miejscu, niepewny, co właściwie powinien zrobić.
Każdy ruch niemal niewątpliwie narażał go na konfrontację z Mettią.
Konfrontację, na którą zwyczajnie nie miał ochoty. Tkwił więc w miejscu,
wpatrując się w przyniesioną przez siebie znad brzegu świeżynkę.
Demonica wyminęła go i,
upewniwszy się spojrzeniem, że staruszka przeniosła swoją świadomość poza
ciało, okrążyła pomieszczenie, niby dokładnie oglądając wyłożone na stołach
przedmioty. Zatrzymała się obok drzewa, z pogardą zmierzyła Nadię wzrokiem. Prychnęła
i utkwiła ciemne źrenice w owalnej, podkreślonej zarostem twarzy Cesara,
powstrzymując się przed szturchnięciem nagą stopą nieruchomego ciała.
– Coście jej zrobili? –
zapytała w nienagannym, choć nieco przestarzałym włoskim. Mężczyzna uniósł brew,
akcentując zdziwienie tym pytaniem oraz jej nieprzyjaznym tonem.
– Zdaje się, że George zdał
ci relację. Co prawda krótką, ale najważniejsze szczegóły na pewno ci wyszeptał
– odparł niby od niechcenia, mierząc się z nią spojrzeniem.
– Och, oczywiście, ale, nie
bądźmy naiwni, co on mógł zrozumieć, a więc i przekazać, prócz gołej relacji
wydarzeń.
–
Oczekujesz ode mnie interpretacji wydarzeń? Chyba muszę cię zawieść. – Obdarzył
ją szerokim, sarkastycznym uśmiechem. Czując narastające w nim złe emocje, spróbował
wymknąć się i znaleźć dla siebie spokojniejsze miejsce. Nie lubił przebywać w
jej towarzystwie. Niszczące, wrogie wibracje wręcz z niej emanowały. Zanim
zdążył przemknąć się za kurtynę, znalazła się tuż za nim, męcząc kolejnymi
dźwiękami swojego wysokiego, złudnie słodkiego głosu.
– Oboje doskonale wiemy, że
nie tak wygląda typowe przejście. Pytanie brzmi, jak długo ty będziesz udawał,
że tego nie zauważyłeś. Może nie miałeś zamiaru nikogo o tym informować…
Knujesz coś, kochasiu? – Poczuł jej zimny oddech na swoim karku. Ledwo
powstrzymał się przed wybuchnięciem lekceważącym śmiechem w ramach reakcji na
ostatnie z jej słów. – Masz już dość przeciętniactwa i budujesz sobie armię ze
świeżynek?
– Twoja własna megalomania w
końcu cię przerośnie – odpowiedział z wyraźnie słyszalną kpiną. – Nie bój się,
twoja pozycja jest całkowicie bezpieczna, a ja jestem ostatnią osobą, która ma
ochotę się na nią targnąć. Pamiętaj, że łączyłoby się to z ryzykiem bliskiego
kontaktu z tobą. A tego ryzyka akurat nie podejmę.
Wyszedł, zanim zdążyła
odwdzięczyć mu się mniej czy bardziej wymyślną złośliwością. Prawda wyglądała
tak, że póki nie pojawiała się w polu widzenia czy wyczuwania, była Cesaremu zupełnie obojętna. Dopiero
gdy stawała mu na drodze ze swoim egocentryzmem, bezwzględnością, zamiłowaniem
do okrucieństwa, odczuwał do niej wręcz wstręt. Starał się unikać konieczności kooperacji
z nią jak tylko mógł, co jednak nie było proste w tak szczelnym, zamkniętym, niewielkim
środowisku.
Mettia nie pozostawała mu dłużna.
Drażniła ją ta jego chęć pomocy bezużytecznym istotom. Co prawda, gdyby nie on,
ich liczebność na Wyspie znacznie by zmalała. Jednocześnie twierdziła, że jego
zachowania były zbyt empatyczne, ludzkie, sprzeczne z naturą demona. Jakimś
cudem udawało mu się wyratować towarzyszy, których ciała uległy dziwnym
wypadkom, ucierpieli podczas przejścia, gdy ich dusze odpłynęły zbyt daleko,
przez co oczekiwanie na ich powrót niebezpiecznie się wydłużało. Wydawało jej
się to czasem śmieszne. Przecież ideą ich przetrwania było żywienie się
resztkami życia innych. Nijak nie można było pogodzić tych jego przekonań z realiami.
A jednak, zdawał się całkiem dobrze ze sobą czuć, nie cierpieć z powodu żadnego
wewnętrznego rozdarcia, nawet, gdy wybierali się na posiłki.
Pozostawiona sama sobie, nie
miała najmniejszej ochoty ani zamiaru za nim wychodzić. Obróciła się na pięcie
z prychnięciem. Przeciągnęła się. Oto została sama z tą marną istotą. Nie
licząc kobieciny w objęciach krzesła, ale powrót jej świadomości mógł nastąpić
zarówno za kwadrans, jak i za kilka dni. Parę razy już zdarzyło jej się
zostawić Wyspę na tyle czasu bez nadzoru. Nikt nie był pewny czy to już
przytłaczający wiek daje jej się we znaki, czy na tyle ufa swojemu tworowi.
Leżąc do tej pory bez
najmniejszego znaku życia, Nadia nagle zaczęła niewyraźnie pomrukiwać. Mrugnęła
kilkakrotnie i przetarła oczy dłońmi. Zaczynała się prawidłowo budzić.
Mettia zgarnęła ze stolika
najbliższą rzecz. Patyk, odziany w kawałek zwierzęcej skóry, przyozdobiony
łuskami oraz kolorowymi, umalowanymi paznokciami stał się jej berłem. Podeszła
do wracającej do życia, przynajmniej w pewnym sensie, kobiety, kucnęła nad nią.
Świetny rozdział. Jest taki tajemniczy, a zarazem fascynujący. Ciekawa jestem, czy Grzesiowi, uda się jeszcze kiedyś zobaczyć Nadię, nawet w jej nowej postaci. Intrygujemnie też jeszcze inne pytanie. Dlaczego Wyspa, nie zmieniła także jego w demona?
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rrozdział.
Pozdrawiam serdecznie,
Guardian Angel
Bardzo fajne :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, tajemniczy, fascynujący...♥
OdpowiedzUsuńZostałaś przeze mnie nominowana do „Liebster Blog Awards”.- Pytania znajdziesz w na moim blogu w notce o nominacji. :)
OdpowiedzUsuńhttp://przesladowca.blog.pl/
Witam!
OdpowiedzUsuńW imieniu swoim i całej Załogi ocenialni Shiibuya z przyjemnością informuję, że Twój blog znalazł się na drugiej pozycji w ramce "Najwyżej ocenione". Gratulujemy!
Udało mi się przeczytać całość, z czego się bardzo cieszę :)
OdpowiedzUsuńStyl, co pewnie słyszysz nie pierwszy raz, masz świetny - choć dialogów jest tu niewiele, a opisy są długie, to akcja nie ciągnie się jak spaghetti z parmezanem i nie czuję się znudzona (jak przy tych, co potrafią rozłożyć na całą stronę opis spadania liścia z drzewa, są i takie przypadki).
Niby za fantasy (tym takim... typowym, coś pokroju Władcy Pierścieni) nie przepadam, ale twoja historia od początku mi się spodobała. A jak już pojawiły się demony, to już całkiem, bo akurat w takich klimatach gustuję :) Podoba mi się to, że z jednej strony mamy Gresia, normalnego człowieka, który przeżywa swój dramat, a tuż obok niego toczy się nieprawdopodobna historia Nadii.
Zaintrygowała mnie ta staruszka. I świadomość odpływająca nie-wiadomo-gdzie...
Czekam na dalszą część i pozdrawiam :)
Hej. Jakiś czas temu nadrobiłam wszystkie Twoje rozdziały, po tym jak zostawiłaś mi w spamie adres swojego bloga. Zapraszałam Cię do siebie, ale nie było odzewu. Wobec tego chciałam zapytać jeszcze raz czy mam spodziewać się jakiegoś znaku życia od Ciebie czy po prostu usunąć z linek i nie dręzyć Cie komentarzami? Bardzo proszę o odpowiedź u mnie.
OdpowiedzUsuńNie chodzi o nagabywanie. W żaden sposób tego nie robię. Po prostu skoro ktoś zaprasza do siebie (tym bardziej, że jest u mnie w Spamie napisane, że nie mam czasu na czytanie wszystkiego, co bym chciała, więc wybieram tylko te blogi, które wyrażają chęć zapoznania się z moją twórczością) to chyba chce coś również wnieść od siebie. Przynajmniej zawsze wszyscy, którzy reklamowali się u mnie myśleli w ten sposób. Chciałam po prostu wiedzieć, czy masz w ogóle chęć do czytania mojego opowiadania. To normalna, zdrowa reakcja;) Zwykłe pytanie. Nie znaczy to, że czytam tylko po to by ktoś czytał moje. Bo są blogi, które czytam i bez tego. Ale jak już mówiłam, nie mam czasu na więcej, bo ulubionych mam już koło 50. A to chyba normalne, że człowiek chce wiedzieć czy ktoś jest zainteresowany jego pisaniem, skoro czyta opowiadanie tego kogoś. Poza tym liczyłam, że jakoś odpowiesz na moje komentarze. Zganisz jesli czegoś nie zrozumiałam, albo wytłumaczysz jesli coś przekręciłam. A cisza, stąd mój komentarz.
UsuńRacja, niezbyt często zdarza mi się odpowiadać na komentarze. Czytam je wszystkie i niemal wszystkie poprawiają mi dzień ;) Nie odpowiadam, gdyż albo nie wydaje mi sie, żebym mogła to zrobić w jakkolwiek sensowny, wnoszący coś sposób, a zarazem nie za spoilerować. Więc wolę trzymać palce nad klawiszami ("język za zębami" mi coś tu nie pasował). Przepraszam, jeśli w którymś momencie brzmiałam hm... ofensywnie, nie miałam w żadnym sensie tego na celu. Postaram się zajrzeć, ale na wolny czas i spokojny umysł raczej nie ma co u mnie liczyć przed czerwcem. Pozdrawiam ;)
UsuńCześć, ostatnio zostałam nominowana do Liebster Award, i moim zdaniem było nominować 11 innych blogów. Jesteś jedną z osób nominowaną przeze mnie :)
OdpowiedzUsuńAle co to jest LBA?
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za " Dobrze Wykonaną Robotę ". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. (...) należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów ( informujesz ich o tym ) i zadajesz im 11 pytań. (..)"
Ja postanowiłam się w to bawić,mam nadzieje że i ty się ucieszysz i weźmiesz udział w tej akcji. Pytania i więcej informacji znajdziesz na
Talia a http://meplusyouislove.blogspot.com/ Pozdrawiam!!!
Hej. Przeczytałam tylko ten rozdział. Trafiłam na Twojego bloga przypadkowo, można powiedzieć, że button jest w widocznym miejscu na jednej mojej ulubionej ocenialni ;)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co dalej wydarzy się z Nadią. Wydaje mi się, że chyba już kiedyś byłam na Twoim blogu. ;)) Ile już piszesz? Bo twój styl jest wręcz idealny. ;) Ja piszę już kilka lat, a nie ma poprawy :(
Pozdrawiam
dziękuję bardzo ! ;) Miło mi czytać takie komentarze, choć w tym stylu jest jeszcze wiele do ulepszenia. Ale chyba jestem na dobrej drodze ;)
UsuńPiszę sobie tylko od przypadku do przypadku... Odkąd... Tu trzebaby zdefiniować "piszesz" xD Ale powiedzmy, że pierwsze opowiadanka popełniłam z 6lat temu (jak ten czas leci!).
Cześć! W końcu udało mi się ocenić twojego bloga. :)
OdpowiedzUsuńhttp://ksiegablogow.blogspot.com/