Ciało młodej kobiety, okryte
jedynie skrawkami niemiłosiernie zniszczonego ubrania, leżało na dużym kamieniu
tuż nad brzegiem Adriatyku. Przerażająco blada, o sinych ustach i palcach, barwą
przypominających lekko kołyszącą się taflę morza. Wrażenie podobieństwa
wzmagały jeszcze marszczące się gdzieniegdzie warstwy naskórka, układające się
w malutkie fale. Jej włosy przybrały kolor trudny do określenia - ciemne,
brudne i przemoczone miedziane strąki wyglądały na zupełnie zaniedbane. Nieobecny wzrok szeroko otwartych oczu
podziwiał nieskazitelnie błękitny nieboskłon. Postać wydawała się sztywna,
właściwie martwa. Złożona na płaskim głazie, samotnie wystającym ponad
jednolitą powierzchnię szarych skał, chroniła tam się niby przed niechętnie
opływającymi kamień od czasu do czasu wodami.
– Powinna już wracać do
siebie – nieco wysoki męski głos z ledwo słyszalną nutą zniecierpliwienia
dołączył do cichego szumu Adriatyku.
– Chyba że coś źle
zinterpretowali i odprawiliśmy sobie całe czary
mary bez sensu – odpowiedział mu bardziej poirytowany, a zarazem znudzony towarzysz.
– Nawet mnie nie denerwuj,
ostatnio coś za często im się to zdarza.
Na skraju lasu rozciągającego
się zaraz za skalistą plażą siedziało dwóch mężczyzn, wyglądających na góra
dwadzieścia lat. Przyglądali się kobiecie, czekając na pojawienie się u niej
oznak życia. Od wschodu, spędzili tam już kilka dobrych godzin, a słońce nie przywracało
jej przytomności. Z każdą chwilą chłopcy stawali się coraz bardziej znudzeni i
zrezygnowani. Uczucie bezsensu oczekiwania było całkiem spore od samego
początku. Już kilkakrotnie okazywało się, że czekali na nic. Najstarsi zdawali
się tracić zdolności, wyczucie. Od pewnego czasu akceptowali każde ciało
wyrzucone na brzeg Wyspy, jakby zapominając o warunkach koniecznych by rytuały
przejścia miały szansę odnieść pożądany skutek. Jednak zamiast sprawdzić, czy
osobnik się nadaje, po prostu zwoływano wszystkich i marnowano siły na ciało,
które i tak potem na powrót lądowało wśród odmętów wszechoceanu.
Słońce weszło w fazę
górowania. Jasna, złocista łuna przepleciona ciemnym strumieniem niczym nitką
padła na kamień, na którym leżała kobieta. Nastąpił przypływ, poziom morza
zrównał się z powierzchnią skały, jednak wody nie wtargnęły na nią, tworząc
jedynie dokoła idealną obręcz. Kobieta zamknęła powieki i wstała powoli,
przecierając oczy, jakby sytuacja była dla niej najzwyczajniejszą w świecie. Przeciągnęła
się, a czarny płomień oplótł ją i zaczął wnikać w jej ciało.
Chłopcy zerwali się na równe
nogi. Spojrzeli po sobie. Coś poszło nie tak - pierwszy raz obserwowali takie
zjawisko. Wracający do życia w nowej formie zazwyczaj po prostu się budzili,
jak z przydługiej drzemki, wstawali, całkiem racjonalnie szukali drogi
powrotnej lub jakiegoś cywilizowanego miejsca. Nie towarzyszyły temu żadne
efekty świetlne. Mężczyźni podeszli do skały, lecz gdy tylko jeden z nich
spróbował przekroczyć granicę wody, został porażony czymś przypominającym prąd
elektryczny. Wysłał młodszego towarzysza do najstarszych, a sam postanowił
zbliżyć się do kobiety w inny sposób. Cofnął się o kilka kroków, stając znów
wśród drzew. Jego oczy wywróciły się, prezentując przez chwilę białą gałkę,
ciało zadrżało, po czym utkwiło w dziwnym stalowym bezruchu. Wokół jego sylwetki
rozlała się gęsta, szara mgła, która po chwili popłynęła w stronę łuny niczym
nisko unosząca się chmura burzowa. Otoczyła
światło i jakby niepewnie, powoli zaczęła przez nie przepływać. Straciła na
gęstości, rozciągnęła się w pionie, ale jej część ciągle pozostawała poza
nowopowstałym ośrodkiem.
W przestrzeni objętej
działaniem złocistej łuny panowała temperatura wysoka na tyle, by na
powierzchni skały zachodziło intensywne, niekończące się parowanie. Gaz unosił
się jednak tylko na wysokość kolan spokojnie stojącej na samym środku kamienia
kobiety, wypełniając ten niewielki obszar niemal całkowicie. Szarawa mgła
otoczyła tułów, szyję i głowę Nadii, wolno wokół nich wirując. Rozproszyło to
trochę gorące promienie, nie powstrzymało jednak wchłaniania dziwnego, czarnego
strumienia, który swoją konsystencją nie przypominał ani światła, ani żadnego
znanego im zjawiska. Opleciony wokół półprzytomnej postaci, bladł powoli, wnikając
w nią. Mgła przyspieszyła, zacieśniając się na rozgrzewającym się ciele. Kobieta
otworzyła oczy i, wykonując prawie niezauważalne kroki, zaczęła zbliżać się do
najbardziej wysuniętego w stronę morza skrawka skały.
Z wnętrza Wyspy wydobył się popielaty
obłok. Nie zachowując jednolitego kształtu, gęstości czy wysokości, popędził w
stronę całego zamieszania. Z całym impetem wpadł w łunę, zatoczył jedno koło
dokoła Nadii, mieszając się z szarą mgłą. Zmieszane gazy skupiły się tuż za jej
plecami, nowo przybyły przemienił swoją energię w materialną siłę i zepchnął
kobietę z piedestału, który przemierzała, wrzucając ją do niepokojąco chłodnej,
jak na tę porę dnia i roku, wody. Światło zniknęło, zastąpione krótkim, lecz intensywnym,
zimnym deszczem nad całą Wyspą. Mgły wiły się, rozpływając wśród kropel.
Wśród otaczającego ją od
jakiegoś czasu błogostanu i zobojętnienia, Nadia czuła przypływ ciepła
przeszywającego jej ciało, dającego moc i energię. Otulona do tej pory
lodowatym płaszczem, wraz ze wzrostem temperatury organizmu poczuła ulgę,
spokój, szczęście. Powoli odżywała, zyskując coraz więcej sił. Nagle ta cicha
euforia została przerwana. Znów otoczył ją chłód, tym razem jednak jakby nie
miał do niej dostępu. Znajdowała się w zimnym ośrodku, ale ona sama emanowała ciepłem.
Kobieta zniknęła wśród
wzburzonego teraz morza. Adriatyk zakołysał się mocniej, wracając w swoje
brzegi. Ulewa przemyła rozgrzaną do białości skałę, przywracając jej normalną
barwę. Kolor nieba nie zmienił się nawet na krótki ułamek sekundy. Temperatura
powietrza spadła o kilkanaście stopni. Drzewami poruszył zimny wiatr,
przypominający nieco borę, zrzucając z nich sporą część liści.
Wszystkie zjawiska
momentalnie ustały, gdy Nadia została wynurzona z morskiej otchłani i na powrót
złożona na skale. Chwilowe anomalie uznać by można za przywidzenia, gdyby nie ogołocone
gałęzie, powoli ustępujący chłód.
Sylwetka mężczyzny na skraju
lasu pozostała niewzruszona. Dopiero po chwili ciało zamknęło powieki,
przewróciło oczami i otrząsnęło się jakby z obrzydzeniem. Podbiegł do kobiety,
leżącej w tym samym, co wcześniej, miejscu. Tym razem udało mu się podejść do
niej bez najmniejszego problemu. Jednak zanim znalazł się w jej pobliżu, Nadia
zdążyła usiąść i rozejrzeć się dokoła. Nie czuła paniki czy lęku. Była pewna
swoich sił, utkwiona w cieple. Wydawało jej się, że ciągle śni. Z uśmiechem
wstała, spoglądając na morze.
Drugi z mężczyzn nadbiegł z wnętrza
niewielkiej makii, prawie potykając się o własne nogi. Jego jasne, sięgające
daleko za ramiona, gęste włosy to zostawały jakby kawałek za nim, to
przeganiały go, przesuwając się po nagich barkach. Zdziwił się, widząc kobietę
znów w tym samym miejscu. Doskoczył do skały, jednak na nią nie wszedł. Oparł
się dłońmi o jej krawędź, sięgającą mu do kolan, i złapał kilka oddechów zanim
był w stanie odpowiednio wyartykułować dźwięki.
Nadia, z nieprzytomnym
uśmiechem, ponownie zaczęła przesuwać się w stronę morza. Czuła, że stamtąd
emanuje energia, dająca jej siłę, szczęście, błogostan. Niewielkimi, powolnymi
krokami podeszła na skraj skały i, zapatrzona w daleki horyzont, chciała iść
dalej. Jednak tuż przed tym jak po raz kolejny wpadła do Adriatyku, za przegub
złapał ją stojący bliżej mężczyzna. Pociągnął kobietę do siebie tak, że
wylądowała w jego ramionach. Spojrzał w jej oczy, niemal pozbawione koloru,
niczym sprane szmatki i ujrzał w nich ufność, połączoną z nieświadomością, brakiem
rozumu, który opuścił swą normalną siedzibę, udając się w dalekie podróże. Wyciągnęła
dłoń. Przepełniające ją poczucie siły praktycznie nie miało pokrycia w ilości
energii, jaką naprawdę gospodarowała. Oparła rękę na okrągłej twarzy mężczyzny,
lecz po chwili cofnęła ją zdziwiona. Zmarszczyła lekko brwi, rozchyliła usta,
by coś powiedzieć. Pokonało ją omdlenie. Osunęła się bezwładnie w ramionach
nieznajomego.
– Po coś ją łapał?! –
Długowłosy chłopak krzyknął, jak tylko udało mu się zaczerpnąć powietrza.
– Miała się, kurna, trzeci
raz utopić?! – odpowiedział mu zirytowany towarzysz, niemal upuszczając kobietę.
– Powiedziałbyś może czego ciekawego żeś się dowiedział i co to miało znaczyć?
– Wziął ją na ręce, zszedł ze skały i obaj weszli w las.
– Znalazłem Mettię. Kazała
przerwać, cokolwiek się działo. Jak najszybciej.
Zacznę od tego, że masz bardzo ładny i tajemniczy szablon, pasujący do twojego opowiadania. Dar to Ty masz do pisania. Zazdroszczę Ci tak świetnych opisów, niestety ja tak nie potrafię, ale nie będę Cię tutaj zamęczać. Dobrze, że nie pozwolił jej się utopić. Ciekawi mnie to, dlaczego emanowała taka potężną mocą? Nie wiem... W każdym bądź razie masz talent!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam Amy :)
Gdybyś miała czas, wpadnij do mnie. Bardzo mi zależy na Twojej opinii.
http://melodie-serc.blogspot.com
Przeczytałam narazie fragment twojego opowiadania.I jzapowiada się fajnie.W wolnej chwili przeczytam resztę.
OdpowiedzUsuńCiebie też zachęcam do przeczytania mojego opowiadania ,a jeśli ci się spodoba do czytania dalej ,a jeśli nie to trudno.Nie obrazę się.Zależy mi po prostu na cudzej opinii.
Pozdrawiam Danielciax.
Przeczytałam rozdział i naprawdę mi się spodobał. Będę wpadać częściej i czytać. Zapraszam do mnie. I pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDroga Nidabe!
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mnie jeszcze pamiętasz. Zostawiłaś u mnie komentarz, a ja obiecałam, że nadrobię rozdziały. Bardzo długo mi z tym zeszło i bardzo Cię za to przepraszam, ale z drugiej strony, Ty tez nie komentowałas u mnie:) Nie ważne.
Znalazłam czas i przeczytałam wszystkie Twoje rozdziały. Jestem pod wielkim wrażeniem Twojego talentu, sposobu opisywania przeżyć i otoczenia bohaterów no i pomysłu! Jestem w szoku po przeczytaniu scen z Nadią. To wszystko jest tak magiczne, że wręcz nierealne... jestem strasznie ciekawa, gdzie ona w ogóle jest i czy odzyska w końcu pełną świadomość. Grzesiek musi się strasznie o nią martwić... Nie zazdroszczę mu i nie chciałbym być na ich miejscu. Może to, co się dzieje jest powodem pecha, jaki przyniósł im ten staruszek na weselu. Jestem nabuzowana emocjami po przeczytaniu tego rozdziału!:) Naprawdę zaskoczyłaś mnie swoją twórczością.
Dodaję Cię do obserwowanych i będę czytać Twoje rozdziały;)
Mam nadzieję, że mogę liczyć na to samo od Ciebie;) Sprawa jest prosta, bo w przyszłym tygodniu zaczynam nowe opowiadanie, więc nie będziesz mieć żadnych zaległości. Czekam na Twoją wiadomość w tej sprawie i przepraszam, że komentarz otrzymujesz dopiero teraz;)
Pozdrawiam
Witaj;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za drobne opóźnienie w komentowaniu, mam ostatnio mały młyn w szkole i w ogóle... W każdym razi już jestem i zabieram się za komentowanie;)
Naprawdę tajemniczy ten rozdział i powiem Ci, że chciałabym więcej. Pojawiło się dużo niewiadomych. Tak naprawdę pewnikiem jest tylko obecność Nadii, którą już znamy. Ale ci dwaj faceci? Zdaje się, iż wcześniejszy rytuał miał swój cel... Zaintrygowało mnie to;) Poza tym Nadia zdaje się odbiegła od normy. Co to za ciepło i prąd? bardzo jestem ciekawa, co jej zrobili i kto to w ogóle jest. Kurka, urwać w takim momencie, ależ jesteś okrutna. Na razie mam mały mętlik w głowie, lecz to dobrze, bo oznacza, iż udało Ci się mnie zaskoczyć. A ja lubię być zaskakiwana. I po raz kolejny muszę podkreślić, że bardzo podobają mi się Twoje metafory i porównania. Są kreatywne, zaskakujące, niecodzienne i troszkę poetyckie. Dzięki temu Twój styl jest bardzo oryginalny. już nie mogę się doczekać NN. Pozdrawiam i zapraszam do mnie na małą ankietę [taniec-ze-smiercia]
Hej. Twój blog otrzymał odmowę na ostrze-krytyki.blogspot.com.
OdpowiedzUsuńPiszesz pięknie i po prostu nie czułam się na siłach, by ocenić Twoje opowiadanie.
Pozdrawiam, Nessa.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJuż VII rozdział, będę musiała trochę nadrobić. Obiecuję, że zabiorę się za to jak najszybciej, bo niewielu bloggerów potrafi pisać i trzeba wykorzystywać takie okazje.
OdpowiedzUsuńSensowniejszy komentarz napiszę, kiedy zapoznam się bliżej z opowiadaniem.
Btw, komentowałaś chyba mojego bloga, ale trafiłam tutaj za pośrednictwem pewnej ocenialni, która odmówiła ci oceny, ponieważ piszesz zbyt dobrze. Dołączam to jako ciekawostkę.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo dziękuję za komentarz pozostawiony na moim blogu. Gdyby nie on, prawdopodobnie nigdy nie trafiłabym na Twoje opowiadanie, a to byłaby dla mnie ogromna strata!
OdpowiedzUsuńChyba jeszcze nigdy nie czytałam czegoś takiego. Masz ogromny talent i mam nadzieję, że Twoja przygoda z pisaniem nie skończy się jedynie na drobnym blogu. Potrafisz więcej niż wielu cenionych i szanowanych pisarzy! Twoje opisy są po prostu genialne! Brakuje mi słów!
Tematyka nie należy do moich ulubionych, jednak będę odwiedzać Twojego bloga, ponieważ czytanie go sprawia mi czystą przyjemność. W najbliższym czasie postaram się nadrobić zaległości, ponieważ inaczej po prostu nie dam rady.
Jesteś moją idolką! Kłaniam się wpół. Czytając "Teorię wieczności" tracę wiarę w swoje umiejętności. Dodaję do obserwowanych i życzę weny!
Pozdrawiam serdecznie!
Hej :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz wpadłam, ale wcześniej nie mogłam. Nie przeczytałam jeszcze żadnego rozdziału, ale obiecuję, że nadrobię. Mam trochę urwanie głowy i nie na wszystko starcza mi czasu. I nie chcę, abyś pomyślała, że cię zignorowałam. Niebawem wszystko nadrobię i się odezwę.
Pozdrawiam.
Nadrobiłam wszystkie rozdziały. :) Jestem zachwycona Twoim opowiadaniem, i tym, w jaki sposób opisujesz wszystkie zdarzenia i emocje towarzyszące bohaterom.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam serdecznie,
Guardian Angel
Witaj. Na ocenialni "Rytyka" pojawiła się ocena Twojego bloga, zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://rytyka.blogspot.com/2014/01/03-teoria-wiecznosciblogspotcom.html
Pozdrawiam.
Hej, opublikowałam już ocenę Twojego bloga, także zapraszam! http://niebieskim-piorem.blogspot.com/2014/01/70-ocena-bloga-teoria-wiecznosci.html#comment-form
OdpowiedzUsuń