Rankiem Annie udało się
porozmawiać z miejscową kobietą i poprosić ją o załatwienie domowej wizyty lekarskiej.
Medyk pojawił się jeszcze przed południem, zbadał Grześka i spróbował z nim
porozmawiać. Stwierdził, że jego zachowanie oraz „pewne objawy” spowodowane
zostały zignorowanym wychłodzeniem, którego skutki spotęgował silny szok. Zalecił
nieotwieranie okiennic, regularne podawanie ciepłych napoi, najlepiej o właściwościach
uspokajających, zostawił receptę na antydepresanty, po czym odszedł „naglony
dalszymi sprawami”.
Anna wypełniała słowa lekarza
i już po trzech dniach jej brat bardziej przypominał siebie. Wciąż był
osłabiony, trochę nieobecny, lecz zdolny do w miarę normalnego funkcjonowania. Wydawał
się spokojniejszy, choć jego tęczówki nadal miały mętną barwę, butelkowa zieleń
mieszała się z malachitem, czasem pojawiał się w nich odcień szmaragdu. Pod
naciskiem zaczął zdrowo jeść; jeść w ogóle i w odpowiednich ilościach. Próbował
się uśmiechać, rozumiejąc swój ciężar. Jednocześnie nie mógł wykrzesać z siebie
więcej niż odrobinę radości ani przyznać się przed sobą jak bardzo nie chce
zostać sam, za jedyne towarzystwo mając własne szalejące myśli. Skupiał się na
pustce. Przez cały ten czas nie próbowali nawet rozmawiać o jego żonie. Grzesiek
chwilowo nie należał do osób czujących potrzebę by mówić o czymkolwiek, Anna –
nie wiedziała jak podejść do tego tematu.
Ich przemilczenia przerwały
niespodziewane odwiedziny. U progu stanęło dwóch policjantów w jasnych
mundurach. Gdy otworzono im drzwi, jeden rozglądał się jeszcze, upewniając się,
że wybrali odpowiedni dom.
– Dzień dobry – odezwał się
wyższy z niezapowiedzianych gości, odchrząknął i, nie otrzymując żadnej
odpowiedzi ze strony kobiety wpatrującej się w niego niepewnym wzrokiem,
kontynuował. – Zastaliśmy pana Grzegorza Chiazmę?
– Proszę, proszę, panowie
wejdą.
Zaprowadziła ich do salonu, gdzie Grzesiek
wyłączył telewizor, spodziewając się rozmowy, na którą sam nie wiedział, czy
miał ochotę. Jakaś jego malutka, wewnętrzna cząstka chciała z kimś
przedyskutować wydarzenia, błąkające się w ożywionej podświadomości. Może
trochę żywił nadzieję na usłyszenie dobrych informacji, adresu miejsca, w
którym znalazłby Nadię całą i zdrową. Mimo że zdawał sobie sprawę z nikłego
prawdopodobieństwa spełnienia tych oczekiwań, czuł, iż całkowite zwątpienie w
cudowne odnalezienie ukochanej byłoby ogromną zdradą i grzechem przeciw
wszystkiemu, co jej obiecał; ich miłości.
– Pan Grzegorz Chiazma? – Do
pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn w średnim wieku. Wyglądali dość podobnie,
choć nie sprawiali wrażenia spokrewnionych. Blondyni o podłużnych twarzach,
całkiem krępej budowie ciała. Nie wzbudzili w nim właściwie żadnych uczuć.
Krótkie spojrzenie na nich wystarczyło by wiedział, że nie przynoszą mu
upragnionych wieści, choć podświadomie był pewny, że i tak właśnie w tej
sprawie przyszli.
– Tak, to ja, proszę usiąść.
– Wskazał im miejsca na kanapie, na której szczęśliwie akurat nie piętrzyła się
góra zbędnych rzeczy. Sam stał naprzeciwko nich, a raczej przestępował z nogi
na nogę, co chwilę krążył po pokoju.
– Chcieliśmy zadać panu kilka
pytań odnośnie zaginięcia pańskiej żony… - Formalność tonu funkcjonariusza
zirytowała Grześka. Poczuł się jak kolejny punkt na liście obowiązków i
zrozumiał, że na sensowną pomoc z ich strony nie może liczyć. Udało mu się
opanować, zmusić się do przeprowadzenia tej rozmowy na odpowiednim poziomie. Może
jeszcze go zaskoczą i dowie się czegoś przydatnego.
– Był pan ostatnia osobą,
która widziała panią Nadię, przejrzeliśmy pańskie zgłoszenie… Jednak… dotąd nie
udało nam się odnaleźć rozbitego jachtu ani niczego, co przypominałoby
pozostałości po nim czy samą zaginioną, dlatego chcielibyśmy z panem o tym
zdarzeniu jeszcze raz…
– Pogwizd… Pogwizd jest na
zewnątrz – Grzesiek przerwał mu, wskazując palcem zamkniętą okiennicę. W tym
samym momencie zwątpił w obecność jachtu w przystani, przecież doskonale
pamiętał atakujący ich sztorm. Pamiętał też swoje zdziwienie, gdy ujrzał
żaglówkę następnego ranka. Po tych wszystkich dniach spędzonych na unikaniu
widoku łodzi, poczuł, że musi wyjść i ją ujrzeć, dotknąć.
– Słucham? – Jego rozmówca
nie bardzo rozumiał, o co chodzi i czemu nie pozwolono mu dokończyć.
– Ten jacht… jest w przystani
pod domem. Nie wiem jakim sposobem, ale taka jest prawda. – Po czym od razu
wyszedł, chcąc zaprowadzić ich do Pogwizdu. Domagając się dalszych informacji,
policjanci ruszyli za nim.
Grzesiek bez namysłu wyszedł
przed dom i kiedy tylko zobaczył żaglówkę, od razu na nią wszedł, na chwilę
zniknął pod pokładem, sprawdził zawartość szafek. Wszystko znajdowało się tam,
gdzie ustawił to wypływając z Nadią. Nic nie wyglądało podejrzanie.
Mundurowi zatrzymali się na
nabrzeżu, przyglądając się łódce i zachowaniu mężczyzny, lustrującego każdy
fragment jachtu. Spojrzeli po sobie, nie wiedząc czy powinni ufać słowom tego
człowieka. Jeden z nich spojrzał w swoje zapiski, kopię zgłoszenia złożonego
kilkanaście dni temu. Opis i nazwa żaglówki się zgadzały. Może więc do żadnego
wypadku, zaginięcia nie doszło? Tylko co wtedy działoby się z domniemaną ofiarą
tych wydarzeń? Ponownie zerknęli po sobie. Przecież musieli być racjonalni i
rzeczowi…
– Jest pan pewien, że wybrali
się państwo właśnie tym jachtem? – policjant krzyknął do Grześka, obserwującego
ich teraz z pokładu Pogwizdu. W odpowiedzi pokiwał tylko głową. Ten sam
funkcjonariusz wyciągnął telefon, by sfotografować zupełnie nieuszkodzoną
żaglówkę. Chiazma wrócił na brzeg.
– Sam nie jestem w stanie
tego zrozumieć i wiem, jak dziwnie to wygląda – spróbował przekonać rozmówców i
samego siebie. – To… nie wiem, co się stało, jak do tego doszło. Wiem tylko, że
moja żona zniknęła i powinniście coś z tym zrobić.
– Pamięta pan dokąd państwo
dopłynęli? – mundurowy zapytał, jakby nawet nie zauważył wcześniejszych słów.
– Kawałek za linię wysp, ale
to się stało dopiero jak wracaliśmy. Wcześniej wszystko było normalnie…
– Jest pan pewien, że
przypadkiem nie zbliżyli się państwo do… okolic omijanych przez miejscową
ludność? – niepewnie dorzucił drugi z policjantów.
– Tak… Tak mi się wydaje.
Czerwone plamy, omijałem je. Zawsze je omijamy.
– Czy w ciągu ostatnich dni
dowiedział się pan czegoś na temat miejsca przebywania pańskiej żony? Czegoś,
co mogłoby wesprzeć nasze poszukiwania?
Grzesiek znów odpowiedział im
jedynie ruchem głowy. Nie miał żadnych informacji i był już pewny, że od nich
ich nie uzyska. Musiał znaleźć inny sposób by odnaleźć Nadię. Zmarnował już zbyt
wiele czasu swoją bezczynnością. Gdyby tylko działał przez te wszystkie dni,
może teraz miałby ją z powrotem przy sobie. Nie mógł pozwolić sobie na dalszą
bezproduktywność, melancholię i użalania. Nadeszła pora na działanie. Udowodnił
już sobie, że ten problem sam się nie rozwiąże i musi przejąć nad nim kontrolę.
Dokończył tę niewiele
wnoszącą rozmowę z policjantami, potwierdził swoje wcześniejsze słowa, trochę
je wyjaśnił, sprecyzował. Wraz z ich odejściem, podeszła do niego siostra,
próbując zaciągnąć go na kolację. Nie miał zamiaru sprawiać jej przykrości, ale
nawet gdyby chciał, nie zdołałby w tym momencie wcisnąć niczego do żołądka.
Przepełniało go przeświadczenie o konieczności czynu godne bohatera dramatu
romantycznego, potrzebie zrobienia czegokolwiek w kierunku dowiedzenia się,
gdzie przebywa Nadia. Obiecał, że zje później. Mimo zdziwienia, przerażenia i
protestów Anny, dopiął swego.
– Wrócę za kilka godzin,
muszę iść załatwić coś w mieście.
I bez żadnych dalszych
wyjaśnień ani określenia, do którego konkretnie miasta się wybierał, ruszył
przed siebie. Przekonany o racji swojego postępowania, choć sam nie wiedział
jeszcze, co dokładnie zamierza „załatwiać”. Zostawił Annę, obserwującą go z dezorientacją
wymalowaną na twarzy. Nie wiedziała, czemu nie pobiegła za nim, po prostu
czuła, że powinna pozwolić mu na orzeźwiający spacer.
Ten rozdział był dla mnie bardzo miłym prezentem na gwiazdkę ;)
OdpowiedzUsuńW końcu zaczyna wracać do rzeczywistości i mam nadzieję, że wyruszy w podróż po żonę, aby czegoś się o tym wszystkim dowiedzieć.
Tak, tak... lubię się czepiać, ale w jednym zdaniu masz malutki błąd ;) "Przez cały ten czas nie próbowali nawet rozmawiać o swojej żonie."
Oni próbowali nie rozmawiać o swojej żonie?
Chyba o jego żonie.
Bądź ON próbował nie rozmawiać o swojej żonie.
Z niecierpliwością czekam na kontynuację ;)
Pozdrawiam
poprawione ;)
UsuńBardzo chciałabym poczytać, ale strasznie oczy mnie bolą od czytania białego na czarnym. Czy to est tylko moje odczucie czy ktoś jeszcze też tak ma?
OdpowiedzUsuńJak będę miała czas to sobie pokopiuje do worda i poczytam :)
Dzięki za odwiedzenia mojego bloga. I do usłyszenia, mam nadzieje :)
http://xkrytyczna.blogspot.com
i do tego same literówki robię ;/
Usuń*jest
**odwiedzenie
Witaj;)
OdpowiedzUsuńJejku, strasznie przepraszam, że dopiero teraz zabrałam się za czytanie. Komentarz u mnie zostawiłaś już dawno, ale potem ja zniknęłam na jakiś czas... No nieważne, w każdym razie wróciłam i przeczytałam całość. Muszę powiedzieć - jestem pod wrażeniem.
Przede wszystkim oryginalne miejsce akcji - Chorwacja;) Piękny kraj i cieszy mnie, że to wykorzystałaś. Dużo, dużo opisów, ale bardzo dynamicznych, tajemniczych - nie sposób się nudzić. Ponadto ta atmosfera grozy... Wyspa Wilków, już mi się podoba;) Wiele tutaj teraz niewiadomych, a sytuacja, w której znalazła się Nadia, w ogóle jest irracjonalna. Ja to bardzo lubię, także masz mnie;P Totalne szaleństwo i ciekawa jestem, o co w tym chodzi. Z drugiej strony mamy załamanego Grzegorza. Tak czułam, że w końcu się otrząśnie.Pytanie, co teraz zrobi...
Podsumowując, naprawdę ciekawy pomysł na opowiadanie i czyta się z zapartym tchem. Masz świetny, bardzo poetycki i plastyczny styl oraz tworzysz bardzo oryginalne metafory. Było tam kilka takich perełek;) Z przyjemnością będę śledziła dalsze losy Nadii i Grzegorza. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
Boże.... to jest świetne.... Masz wielki talent. Wpadłam tu przypadkiem, i na prawdę nie spodziewałam się czegoś takiego.... Pisz dalej!!!!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie w wolnej chwili : http://mojskarbmojswiat.blogspot.com/
Ciekawe. Dziękuję ci za zaproszenie na tego bloga. Nie jestem tylko do niego przekonana. Mozesz mnie poinformować o nowym rozdziale i jak go przeczytam będę wiedzieć czy zostanę na stałe. Ciekawi mnie co stało się z tą jego żoną i dlaczego był w takim stanie. Na drobie resztę jak przeczytam kolejny rozdział i jak on mnie zaciekawi. To znaczy, że jak wyjdzie ci 5 będę tu z tobą ;)
OdpowiedzUsuńCałusy ♥
¦ http://uwierzmimimowszystko.blogspot.com/
¦ http://ostatni-wdech.blogspot.com/
no no, bardzo mnie zaciekawiłaś, chociaż ten biały na czarnym też mi przeszkadza, ale jak komuś się spodoba to będzie czytał mimo tego. Trzeba być zawziętym i wytrwałym, co nie. No cóż to ja życzę miłęgo sylwestra i zapraszam na moje blogi:
OdpowiedzUsuńhttp://i-need-friend.blogspot.com/
http://tajemnicedomuanubisaforfun.blogspot.com/
http://bleblegrupowiec.blogspot.com/
http://onedirectionhistorie6.blogspot.com/
http://wytrwalaopowiadanie.blogspot.com/
http://opowiadaniawerka.blogspot.com/
Zapraszam do komentowania :3
Jak cudownie jest widzieć oczami wyobraźni człowieka, który podnosi się po porażce i ma w sobie pełnię motywacji do działania. Oby jego trudy nie poszły na marne i żeby odnalazł swoją ukochaną. Podobał mi się ten rozdział, warto było czekać!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w końcu Grzesiek odnajdzie Nadię, i że nic poważnego jej się nie stanie.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten rozdział, tak samo jak wszystkie poprzednie. :)
Gratuluję niezwykłego talentu pisarskiego i życzę mnóstwa weny :)