Jeśli XII nie pojawi się do 20.10 - nie wiem, co robię z Teorią.
20.10 to deadline, który ustanawiam już ostatecznie (ta, jasne).

poniedziałek, 23 grudnia 2013

VI: Wola działania



                   Rankiem Annie udało się porozmawiać z miejscową kobietą i poprosić ją o załatwienie domowej wizyty lekarskiej. Medyk pojawił się jeszcze przed południem, zbadał Grześka i spróbował z nim porozmawiać. Stwierdził, że jego zachowanie oraz „pewne objawy” spowodowane zostały zignorowanym wychłodzeniem, którego skutki spotęgował silny szok. Zalecił nieotwieranie okiennic, regularne podawanie ciepłych napoi, najlepiej o właściwościach uspokajających, zostawił receptę na antydepresanty, po czym odszedł „naglony dalszymi sprawami”.
                   Anna wypełniała słowa lekarza i już po trzech dniach jej brat bardziej przypominał siebie. Wciąż był osłabiony, trochę nieobecny, lecz zdolny do w miarę normalnego funkcjonowania. Wydawał się spokojniejszy, choć jego tęczówki nadal miały mętną barwę, butelkowa zieleń mieszała się z malachitem, czasem pojawiał się w nich odcień szmaragdu. Pod naciskiem zaczął zdrowo jeść; jeść w ogóle i w odpowiednich ilościach. Próbował się uśmiechać, rozumiejąc swój ciężar. Jednocześnie nie mógł wykrzesać z siebie więcej niż odrobinę radości ani przyznać się przed sobą jak bardzo nie chce zostać sam, za jedyne towarzystwo mając własne szalejące myśli. Skupiał się na pustce. Przez cały ten czas nie próbowali nawet rozmawiać o jego żonie. Grzesiek chwilowo nie należał do osób czujących potrzebę by mówić o czymkolwiek, Anna – nie wiedziała jak podejść do tego tematu.
                   Ich przemilczenia przerwały niespodziewane odwiedziny. U progu stanęło dwóch policjantów w jasnych mundurach. Gdy otworzono im drzwi, jeden rozglądał się jeszcze, upewniając się, że wybrali odpowiedni dom.
                   – Dzień dobry – odezwał się wyższy z niezapowiedzianych gości, odchrząknął i, nie otrzymując żadnej odpowiedzi ze strony kobiety wpatrującej się w niego niepewnym wzrokiem, kontynuował. – Zastaliśmy pana Grzegorza Chiazmę?
                   – Proszę, proszę, panowie wejdą.
                    Zaprowadziła ich do salonu, gdzie Grzesiek wyłączył telewizor, spodziewając się rozmowy, na którą sam nie wiedział, czy miał ochotę. Jakaś jego malutka, wewnętrzna cząstka chciała z kimś przedyskutować wydarzenia, błąkające się w ożywionej podświadomości. Może trochę żywił nadzieję na usłyszenie dobrych informacji, adresu miejsca, w którym znalazłby Nadię całą i zdrową. Mimo że zdawał sobie sprawę z nikłego prawdopodobieństwa spełnienia tych oczekiwań, czuł, iż całkowite zwątpienie w cudowne odnalezienie ukochanej byłoby ogromną zdradą i grzechem przeciw wszystkiemu, co jej obiecał; ich miłości.
                   – Pan Grzegorz Chiazma? – Do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn w średnim wieku. Wyglądali dość podobnie, choć nie sprawiali wrażenia spokrewnionych. Blondyni o podłużnych twarzach, całkiem krępej budowie ciała. Nie wzbudzili w nim właściwie żadnych uczuć. Krótkie spojrzenie na nich wystarczyło by wiedział, że nie przynoszą mu upragnionych wieści, choć podświadomie był pewny, że i tak właśnie w tej sprawie przyszli.
                   – Tak, to ja, proszę usiąść. – Wskazał im miejsca na kanapie, na której szczęśliwie akurat nie piętrzyła się góra zbędnych rzeczy. Sam stał naprzeciwko nich, a raczej przestępował z nogi na nogę, co chwilę krążył po pokoju.
                   – Chcieliśmy zadać panu kilka pytań odnośnie zaginięcia pańskiej żony… - Formalność tonu funkcjonariusza zirytowała Grześka. Poczuł się jak kolejny punkt na liście obowiązków i zrozumiał, że na sensowną pomoc z ich strony nie może liczyć. Udało mu się opanować, zmusić się do przeprowadzenia tej rozmowy na odpowiednim poziomie. Może jeszcze go zaskoczą i dowie się czegoś przydatnego.
                   – Był pan ostatnia osobą, która widziała panią Nadię, przejrzeliśmy pańskie zgłoszenie… Jednak… dotąd nie udało nam się odnaleźć rozbitego jachtu ani niczego, co przypominałoby pozostałości po nim czy samą zaginioną, dlatego chcielibyśmy z panem o tym zdarzeniu jeszcze raz…
                   – Pogwizd… Pogwizd jest na zewnątrz – Grzesiek przerwał mu, wskazując palcem zamkniętą okiennicę. W tym samym momencie zwątpił w obecność jachtu w przystani, przecież doskonale pamiętał atakujący ich sztorm. Pamiętał też swoje zdziwienie, gdy ujrzał żaglówkę następnego ranka. Po tych wszystkich dniach spędzonych na unikaniu widoku łodzi, poczuł, że musi wyjść i ją ujrzeć, dotknąć.
                   – Słucham? – Jego rozmówca nie bardzo rozumiał, o co chodzi i czemu nie pozwolono mu dokończyć.
                   – Ten jacht… jest w przystani pod domem. Nie wiem jakim sposobem, ale taka jest prawda. – Po czym od razu wyszedł, chcąc zaprowadzić ich do Pogwizdu. Domagając się dalszych informacji, policjanci ruszyli za nim.
                   Grzesiek bez namysłu wyszedł przed dom i kiedy tylko zobaczył żaglówkę, od razu na nią wszedł, na chwilę zniknął pod pokładem, sprawdził zawartość szafek. Wszystko znajdowało się tam, gdzie ustawił to wypływając z Nadią. Nic nie wyglądało podejrzanie.
                   Mundurowi zatrzymali się na nabrzeżu, przyglądając się łódce i zachowaniu mężczyzny, lustrującego każdy fragment jachtu. Spojrzeli po sobie, nie wiedząc czy powinni ufać słowom tego człowieka. Jeden z nich spojrzał w swoje zapiski, kopię zgłoszenia złożonego kilkanaście dni temu. Opis i nazwa żaglówki się zgadzały. Może więc do żadnego wypadku, zaginięcia nie doszło? Tylko co wtedy działoby się z domniemaną ofiarą tych wydarzeń? Ponownie zerknęli po sobie. Przecież musieli być racjonalni i rzeczowi…
                   – Jest pan pewien, że wybrali się państwo właśnie tym jachtem? – policjant krzyknął do Grześka, obserwującego ich teraz z pokładu Pogwizdu. W odpowiedzi pokiwał tylko głową. Ten sam funkcjonariusz wyciągnął telefon, by sfotografować zupełnie nieuszkodzoną żaglówkę. Chiazma wrócił na brzeg.
                   – Sam nie jestem w stanie tego zrozumieć i wiem, jak dziwnie to wygląda – spróbował przekonać rozmówców i samego siebie. – To… nie wiem, co się stało, jak do tego doszło. Wiem tylko, że moja żona zniknęła i powinniście coś z tym zrobić.
                   – Pamięta pan dokąd państwo dopłynęli? – mundurowy zapytał, jakby nawet nie zauważył wcześniejszych słów.
                   – Kawałek za linię wysp, ale to się stało dopiero jak wracaliśmy. Wcześniej wszystko było normalnie…
                   – Jest pan pewien, że przypadkiem nie zbliżyli się państwo do… okolic omijanych przez miejscową ludność? – niepewnie dorzucił drugi z policjantów.
                   – Tak… Tak mi się wydaje. Czerwone plamy, omijałem je. Zawsze je omijamy.
                   – Czy w ciągu ostatnich dni dowiedział się pan czegoś na temat miejsca przebywania pańskiej żony? Czegoś, co mogłoby wesprzeć nasze poszukiwania?
                   Grzesiek znów odpowiedział im jedynie ruchem głowy. Nie miał żadnych informacji i był już pewny, że od nich ich nie uzyska. Musiał znaleźć inny sposób by odnaleźć Nadię. Zmarnował już zbyt wiele czasu swoją bezczynnością. Gdyby tylko działał przez te wszystkie dni, może teraz miałby ją z powrotem przy sobie. Nie mógł pozwolić sobie na dalszą bezproduktywność, melancholię i użalania. Nadeszła pora na działanie. Udowodnił już sobie, że ten problem sam się nie rozwiąże i musi przejąć nad nim kontrolę.
                   Dokończył tę niewiele wnoszącą rozmowę z policjantami, potwierdził swoje wcześniejsze słowa, trochę je wyjaśnił, sprecyzował. Wraz z ich odejściem, podeszła do niego siostra, próbując zaciągnąć go na kolację. Nie miał zamiaru sprawiać jej przykrości, ale nawet gdyby chciał, nie zdołałby w tym momencie wcisnąć niczego do żołądka. Przepełniało go przeświadczenie o konieczności czynu godne bohatera dramatu romantycznego, potrzebie zrobienia czegokolwiek w kierunku dowiedzenia się, gdzie przebywa Nadia. Obiecał, że zje później. Mimo zdziwienia, przerażenia i protestów Anny, dopiął swego.
                   – Wrócę za kilka godzin, muszę iść załatwić coś w mieście.
                   I bez żadnych dalszych wyjaśnień ani określenia, do którego konkretnie miasta się wybierał, ruszył przed siebie. Przekonany o racji swojego postępowania, choć sam nie wiedział jeszcze, co dokładnie zamierza „załatwiać”. Zostawił Annę, obserwującą go z dezorientacją wymalowaną na twarzy. Nie wiedziała, czemu nie pobiegła za nim, po prostu czuła, że powinna pozwolić mu na orzeźwiający spacer.

10 komentarzy:

  1. Ten rozdział był dla mnie bardzo miłym prezentem na gwiazdkę ;)
    W końcu zaczyna wracać do rzeczywistości i mam nadzieję, że wyruszy w podróż po żonę, aby czegoś się o tym wszystkim dowiedzieć.
    Tak, tak... lubię się czepiać, ale w jednym zdaniu masz malutki błąd ;) "Przez cały ten czas nie próbowali nawet rozmawiać o swojej żonie."
    Oni próbowali nie rozmawiać o swojej żonie?
    Chyba o jego żonie.
    Bądź ON próbował nie rozmawiać o swojej żonie.
    Z niecierpliwością czekam na kontynuację ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo chciałabym poczytać, ale strasznie oczy mnie bolą od czytania białego na czarnym. Czy to est tylko moje odczucie czy ktoś jeszcze też tak ma?
    Jak będę miała czas to sobie pokopiuje do worda i poczytam :)
    Dzięki za odwiedzenia mojego bloga. I do usłyszenia, mam nadzieje :)
    http://xkrytyczna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i do tego same literówki robię ;/
      *jest
      **odwiedzenie

      Usuń
  3. Witaj;)
    Jejku, strasznie przepraszam, że dopiero teraz zabrałam się za czytanie. Komentarz u mnie zostawiłaś już dawno, ale potem ja zniknęłam na jakiś czas... No nieważne, w każdym razie wróciłam i przeczytałam całość. Muszę powiedzieć - jestem pod wrażeniem.
    Przede wszystkim oryginalne miejsce akcji - Chorwacja;) Piękny kraj i cieszy mnie, że to wykorzystałaś. Dużo, dużo opisów, ale bardzo dynamicznych, tajemniczych - nie sposób się nudzić. Ponadto ta atmosfera grozy... Wyspa Wilków, już mi się podoba;) Wiele tutaj teraz niewiadomych, a sytuacja, w której znalazła się Nadia, w ogóle jest irracjonalna. Ja to bardzo lubię, także masz mnie;P Totalne szaleństwo i ciekawa jestem, o co w tym chodzi. Z drugiej strony mamy załamanego Grzegorza. Tak czułam, że w końcu się otrząśnie.Pytanie, co teraz zrobi...
    Podsumowując, naprawdę ciekawy pomysł na opowiadanie i czyta się z zapartym tchem. Masz świetny, bardzo poetycki i plastyczny styl oraz tworzysz bardzo oryginalne metafory. Było tam kilka takich perełek;) Z przyjemnością będę śledziła dalsze losy Nadii i Grzegorza. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże.... to jest świetne.... Masz wielki talent. Wpadłam tu przypadkiem, i na prawdę nie spodziewałam się czegoś takiego.... Pisz dalej!!!!
    Zapraszam do siebie w wolnej chwili : http://mojskarbmojswiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe. Dziękuję ci za zaproszenie na tego bloga. Nie jestem tylko do niego przekonana. Mozesz mnie poinformować o nowym rozdziale i jak go przeczytam będę wiedzieć czy zostanę na stałe. Ciekawi mnie co stało się z tą jego żoną i dlaczego był w takim stanie. Na drobie resztę jak przeczytam kolejny rozdział i jak on mnie zaciekawi. To znaczy, że jak wyjdzie ci 5 będę tu z tobą ;)

    Całusy ♥

    ¦ http://uwierzmimimowszystko.blogspot.com/
    ¦ http://ostatni-wdech.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. no no, bardzo mnie zaciekawiłaś, chociaż ten biały na czarnym też mi przeszkadza, ale jak komuś się spodoba to będzie czytał mimo tego. Trzeba być zawziętym i wytrwałym, co nie. No cóż to ja życzę miłęgo sylwestra i zapraszam na moje blogi:
    http://i-need-friend.blogspot.com/
    http://tajemnicedomuanubisaforfun.blogspot.com/
    http://bleblegrupowiec.blogspot.com/
    http://onedirectionhistorie6.blogspot.com/
    http://wytrwalaopowiadanie.blogspot.com/
    http://opowiadaniawerka.blogspot.com/
    Zapraszam do komentowania :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak cudownie jest widzieć oczami wyobraźni człowieka, który podnosi się po porażce i ma w sobie pełnię motywacji do działania. Oby jego trudy nie poszły na marne i żeby odnalazł swoją ukochaną. Podobał mi się ten rozdział, warto było czekać!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieję, że w końcu Grzesiek odnajdzie Nadię, i że nic poważnego jej się nie stanie.
    Podoba mi się ten rozdział, tak samo jak wszystkie poprzednie. :)
    Gratuluję niezwykłego talentu pisarskiego i życzę mnóstwa weny :)

    OdpowiedzUsuń

Nie nadużywaj wieczności, demony patrzą. !