Jeśli XII nie pojawi się do 20.10 - nie wiem, co robię z Teorią.
20.10 to deadline, który ustanawiam już ostatecznie (ta, jasne).

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

I: wyspy, demony i inne najścia



                Ludzkość zawsze lubiła wierzyć w nieprawdopodobne. Żyć w strachu przed tym, co nieprawdziwe, a zarazem ufać jakiejś wyższej, nieznanej sile. Właśnie dlatego, już od czasów przedpiśmiennych karmi się mitami i opowieściami o bogach, demonach i upiorach. Można nawet stwierdzić, że to, w co wierzą, określa wprost skąd oraz kim są. Przez długie stu-, a nawet tysiąclecia ludzie żyli pokornie uginając się przed prawami natury, widząc w nich wyższą siłę, której nie są w stanie się przeciwstawić. Były miejsca, których nie ośmielali się profanować nawet szaleńcy; straszliwe istoty wzbudzające lęk nie tylko u dzieci; rytuały cieszące się niezaprzeczalnym szacunkiem ogółu, nawet jeśli ich logika nie była łatwo wytłumaczalna.
                   Lecz nastąpił XX, a po nim XXI wiek. Granice między sacrum a profanum zatarły się niemal całkowicie. Nienaruszalnym nie pozostało nic. Wartym wiary uznawano jedynie to, co można policzyć lub dotknąć.  Opowieści wciąż przekazywane i strzeżone przez miejscową ludność zaczęto traktować wyłącznie jako atrakcję dla turystów. Postępowy świat odrzucił z powodów rozsądkowych wiekowe historie, wyśmiewając je. Nikt nawet nie podejrzewał, że te, jeszcze pogańskie, ochronione przed chrystianizacją wierzenia, mogą mieć związek z prawdą.
                   Jedna z tak bezmyślnie zignorowanych legend związana była bezpośrednio z chorwacką Wyspą Wilków. Tym mianem lokalni określali ląd położony w Dalmacji, wysunięty w Adriatyk jeszcze dalej niż wyspa Vis. Oficjalnie był to jeden z ponad tysiąca niezamieszkanych śródmorskich terenów, jednak niewiele osób odważyło się chociażby do niego zbliżyć, a tym bardziej postawić na nim stopę przed powstaniem Jugosławii. Wśród śmiałków, którzy zdobyli się na tak ryzykowny i nieodpowiedzialny krok, większości nigdy więcej nie widziano, a garstka, która wróciła, pozbawiona była zdrowego rozsądku. Mieszkańcy najbliżej położonych lądów skarżyli się na nocne wycie drapieżców, podobne do rozmów wygłodniałych wilków, lecz bardziej piskliwe oraz zdecydowanie głośniejsze. Żeglarze przepływający nieświadomie w jej pobliżu, zawijali często o poranku do portów z gorączką, majacząc o szaleńczo roześmianych zjawach, unoszących się złowrogo nad wodą wokół przeklętego obszaru. Nieskładnie, z rozszerzonymi w panice źrenicami, mówili o długowłosych postaciach przypominających ludzi, jednak z piekielnym obłędem w twarzach, o głosie cichym, lecz przenikliwym, w rozszarpanych łachmanach, które powiewały za nimi niczym welony utkane z mgły nad wzburzonym morzem. Mary poruszały się wielką chmarą, tworząc ogromne koło, jakby tańcząc swój upiorny taniec. W złowieszczym uśmiechu szczerzyły białe zęby, z których największe i najbardziej zaostrzone kły pokryte były krwią, spływającą wprost do słonych wód, zabarwiając je na krótką chwilę. Ciemne włosy postaci unosiły się nad nimi, okalając śmiertelnie blade twarze, wykrzywione w niezdrowym grymasie. Ich ulotne sylwetki wydawały się być pozbawione kości, wypełnione jedynie diabelskim szaleństwem. Wśród ludzkich kształtów przemykały niesione falami wilki z morskiej, czarnej piany. Zbliżały się do burt statków niczym tsunami, wściekle ujadając, by u celu rozbryzgnąć się na miliony zimnych, krwawych kropel. Ich sierść była nastroszona, wydawała się twarda. Zęby oraz pazury jeszcze bardziej wydatne niż u typowych drapieżników. Złote ślepia płonęły chęcią zabijania. W przeciwieństwie do ludzkich zjaw, upiorne wilki pojawiały się pojedynczo. Z resztek jednego powstawał kolejny. Pędziły, by w postaci ciemnego deszczu przeprawić się przez pokład, a potem gdzieś w otchłani znów uformować przerażające zwierzę. Ich rozmiary były przytłaczające, kilkukrotnie przewyższały przeciętny jacht. Wydawało się, że jeden mógł pochłonąć cały horyzont, zmieść go ogonem. Zjawy były przeraźliwie realistyczne, przysłaniały sobą cały świat i wzmagały obłęd. Z koszmarnej okolicy nie dało się uciec. Żeglarze tracili kontrolę nad swoimi statkami, które zaczynały krążyć wokół wyspy, po czym odpychane były daleko w morze, często zagubieni zabijali do najbliższego portu, nie będąc nawet pewnymi w jakim są kraju.
                   Właśnie tak majacząc, stary marynarz wpadł na salę, na której właśnie odbywało się wesele nowoprzybyłych w te rejony młodych. Mężczyzna był cały przemoczony. Glony wplątane w jego białą brodę wskazywały, że zaledwie opuścił łajbę zacumowaną w porcie kilka metrów dalej. Pasiasta koszula przerażonego staruszka została niemiłosiernie poszarpana, a siwa głowa pozbawiona czapki. Jąkał się i wykrzykiwał na zmianę. Podczas swojej nieskładnej opowieści zamaszyście gestykulował, niemal rzucał się po pomieszczeniu. Już chwilę po jego wtargnięciu, muzyka ucichła i wszelka zabawa ustała. Wszyscy wsłuchiwali się w jego opowieść, zaskoczeni najściem. Starsze kobieciny starały się do niego przemówić, ocucić go zimną wodą. Mężczyźni częstowali go alkoholem, by się uspokoił.
                   - Zewsząd chciały nas pożreć swoimi mokrymi kłami!... – krzyknął nagle, a jego oczy zabłysły strachem. – Te potwory! Wzmagają się… - wycedził jeszcze ze złością i padł w omdleniu na posadzkę.
                   Przerażeni młodzi trwali przytuleni naprzeciwko drzwi, w drugim końcu sali. Ona wpatrywała się nieprzytomnie swoimi jasnymi oczami w niespodziewanego gościa. Jej złote, starannie ułożone loki spadały na idealnie białą, delikatną suknię z tiulu. Tkwiła w pełnym troski objęciu może dwudziestopięcioletniego mężczyzny. Wyraźne rysy twarzy w połączeniu z umięśnioną sylwetką, w normalnej sytuacji musiały nadawać mu pewnego i nieugiętego wyglądu, lecz teraz w jego błękitnych oczach trwało zagubienie.
                   Przyjechali na to piękne wybrzeże, by odnaleźć spokój wśród czystego środowiska. Chcieli odciąć się od realiów przepełnionych pośpiechem; w ciszy i błogostanie skupić się na pracy naukowej nad etymologią i ewolucją morskich stworzeń. Przybyli tu zaledwie rok temu, a tej nocy ich przywiązanie do chorwackiego wybrzeża, a przede wszystkim wyspy, na której się osiedlili, miało zostać przypieczętowane radosną uroczystością. Jednak właśnie kiedy już przygotowywano się do rozdania gościom kolejnych gałązek rozmarynu i powolnego kończenia pierwszego dnia zabawy, gdyż w oknach pojawiały się właśnie pierwsze promienie wschodzącego nad Adriatykiem słońca, tradycyjny tok zabawy przerwany został przez przerażonego marynarza. Młodym, lecz nie do końca wyleczonym z przesądów, nowożeńcom, ale również i weselnikom, nie udało się oprzeć silnemu wrażeniu, iż ta dziwna wizyta nie była dobrą wróżbą. Owszem, znajdowali się w sąsiedztwie największego na wyspie portu, mimo to nie ulegało wątpliwości, że wtargnięcie tak do szpiku kości wystraszonego i, wydawałoby się, ogłupiałego mężczyzny, który na morzu musiał spędzić długie lata, nie należało do sytuacji normalnych.
                   Nikt nie chciał ujawnić ogarniających go obaw, więc wszyscy siedzieli znów wokół stołu. Tym razem w ciszy. Przyjezdni członkowie rodzin oblubieńców spoglądali po sobie, a przede wszystkim zerkali na miejscowych z nadzieją, że zaraz wybuchną śmiechem, ponieważ to tylko kolejny chorwacki weselny obrzęd.
                   Zamiast tego, młoda nagle wyrwała się z objęć ukochanego i wybiegła na bogato ukwiecony taras. 
                   Goście zamarli niepewni, co powinni zrobić. Starsi z okolic wciąż próbowali cucić omdlałego, rozmawiali cicho po chorwacku, ktoś telefonował. Mężczyzna na chwilę otworzył oczy i wyszczerzył zęby w uśmiechu szaleńca. Po jego czole spłynęły krople chorobowego potu. W tęczówkach pojawił się wzburzony Adriatyk. Ciemne fale wypełniły jego świadomość. Niezdrowy, głośny chichot rozszarpał resztki spokoju weselników.

10 komentarzy:

  1. Wow! To było mega! Ten opis demonów!
    Tylko nie wiem czemu nie umiem sobie ich wyobrazić jak ludzi... po prostu wydaje mi się, że są to jakieś zmory wyjęte z jednego z moich ulubionych anime! Ale to dobrze, lubię takie wyobrażenia i wolę, żebym sobie wszystko wyobrażała w świecie Anime xD.

    Weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To było...inne. Wciągające i genialne. Piszesz prozę, ale czuję się jakbym czytała poemat. Masz talent i go nie zmarnuj. Opowieść zapowiada się ciekawie, powiało nutą horroru. Popraw sobie błąd, a raczej literówkę:
    "Ich rozmiary była przytłaczająca"

    Cóż mogę dodać, czekam na kolejny rozdział i zapraszam do siebie (klatwa-niesmiertelnosci.blogspot.com)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko.
    Cała ta opowieść trzymała mnie przez cały czas w napięciu. Niesamowite, nieprawdopodobne. I najbardziej podobały mi się opisy tych demonów. Wow. Ty to masz talent, dziewczyno!
    Co do błędów, to akurat nie mogę ci pomóc, ponieważ sama tych przecinków i kropek itd. raczej nie potrafię okiełznać, ale tekst jest w sumie bardzo dobry. No da mnie na pewno cudeńko.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsze, co pomyślałam po zobaczeniu rozdział to: "Co? Tak krótko?" Ale potem wgłębiłam się w treść i powiem szczerze,że wolę taki krótkie rozdziały z wręcz doskonałą treścią od długich na 10 stron w wordzie prac z nikłymi odcieniami talentu. To, co ty wyprawiasz ze słowami jest wprost nieprawdopodobne! Te barwne opisy... wszystko jest takie wyczerpujące i obrazowe. Zdecydowanie najlepszą częścią rozdziału był opis przeklętej wyspy. Swoją drogą pogratuluję ci tajemniczości, bo tak naprawdę nic nam nie wyjaśniłaś. Jestem ciekawa, co planujesz ukazać w następnym rozdziale, kto będzie głównym bohaterem, jeśli takowy się pojawi. Po prostu niby ten rozdział jest, ale tak naprawdę nic nie wiemy. Sama nie wiem, czy to dobrze, ale na pewno intryguje czytelnika. Jestem ciekawa, jak to dalej się potoczy.
    Pozdrawiam, Wellesie

    ksiezycowa-przeszlosc

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam na razie pierwszy rozdział i jedyny słuszny komentarz tutaj, to taki, że zostaje czytelniczką Twojego bloga.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piszesz naprawdę świetnie :) Te opisy, ah. Naprawdę masz ogromny talent i na pewno zdajesz sobie z tego sprawę. Mimo, że demony nie są może taką nowością, ty pokazałaś je trochę inaczej, Podoba mi się też, że historia dzieje się w Chorwacji, bo nie zdażyło mi się jeszcze czytać opowiadania, które działo by się w tym kraju.
    Życzę weny :)
    hopelessdream

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie zbieram szczękę z podłogi :) To jest genialne :) Te opisy były niesamowite. Wdziałam przed oczami wszystko to, co tutaj opisywałaś. :)
    Masz niewyobrażalny talent. :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. "(...) często zagubieni zabijali do najbliższego portu, nie będąc nawet pewnymi [brak przecinka ] w jakim są kraju."
    "!Właśnie! tak majacząc, stary marynarz wpadł na salę, na której !właśnie! odbywało się wesele nowoprzybyłych w te rejony młodych." - powtórzenie, do tego pisze się "nowo przybyłych" (http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629461)
    "Jąkał się i wykrzykiwał na zmianę." - Wykrzykuje się coś, więc poprawnie byłoby - Jąkał się i krzyczał na zmianę.
    "Nikt nie chciał ujawnić ogarniających go obaw, więc wszyscy siedzieli znów wokół stołu." - usiedli znów wokół stołu

    Pomijając w.w. błędy, piszesz poprawnie i w bardzo interesujący sposób. Chyba już to mówiłam :). Urzeka mnie magia tego, co piszesz.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cholernie trudno jest to skomentować. Pozwól zatem, że cofnę się odrobinę w moim komentarzu. Przeczytałam także prolog. Skłamałabym, mówiąc, że jest zły. Jest dobrze napisany, ale nie powalił mnie na kolana, nie zdołał namówić do zagłębienia się dalej. W przeciwieństwie do powyższego, pierwszego, rozdziału. To on wciągnął mnie i zachęcił do odkrycia reszty. Na ten moment - podoba mi się. M
    hypnnotist.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Wczoraj skomentowałam prolog i muszę Ci powiedzieć, że rozdział wyszedł nieporównywalnie lepiej. Bardzo dobry wstęp - i tutaj mówię o porównaniu tego, co było "wcześniej", a co jest dzisiaj. Świetne spostrzeżenie - że dzisiaj musimy coś dotknąć lub zobaczyć, by uwierzyć. Faktycznie tak jest, choć nigdy się nad tym nie zastanawiałam :)
    Stylistycznie piszesz bardzo dobrze i przede wszystkim przekonująco. Uwiodło mnie chorwackie wybrzeże <3 Sama miałam okazję zobaczyć je swą razy w swoim, jak na razie, szesnastoletnim życiu i nie potrafię zapomnieć o tym zapachu, który nieustannie roznosił się w powietrzu, gorącym piachu, słonej przejrzystej jak szklanka wodzie i pięknym słońcu...
    Aaaale się rozmarzyłam ;))
    A wracając do błędów: dopatrzyłam się kilku nadprogramowych przecinków, ale ogólnie jest w porządku, jeśli nie powiedzieć, ze jeszcze lepiej :)
    Przyznam, że tematyka, jaka się zajmujesz, nigdy specjalnie mnie nie przekonywała czy pociągała, mimo że jest to coś w rodzaju fantastyki. Niemniej jednak obiecuję zajrzeć do kolejnych rozdziałów niebawem :-)
    Pozdrawiam!

    ostatniswit.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Nie nadużywaj wieczności, demony patrzą. !